Czechy to nie tylko Praga! – Morawy Południowe

Lepiej sprawdzić niż nie sprawdzić 😉 Od dziewięciu lat mój kuzyn wraz z rodziną mieszka w Czechach i aż wstyd się przyznać, że dopiero w tym roku po raz pierwszy ich odwiedziliśmy. Siara jak nie wiem. Tak właściwie nie mam pojęcia dlaczego tak się to złożyło… Jakoś nigdy nie było po drodze. Teraz okazało się, […]

0

Lepiej sprawdzić niż nie sprawdzić 😉

Od dziewięciu lat mój kuzyn wraz z rodziną mieszka w Czechach i aż wstyd się przyznać, że dopiero w tym roku po raz pierwszy ich odwiedziliśmy. Siara jak nie wiem. Tak właściwie nie mam pojęcia dlaczego tak się to złożyło… Jakoś nigdy nie było po drodze. Teraz okazało się, że nie do końca jest to prawda.

Moja mama mieszka w województwie mazowieckim, niedaleko Radomia, a ja w okolicach Frankfurtu nad Menem w Niemcowni i zawsze wszystkie nawigacje prowadzą przez Drezno i Wrocław. Najkrótsza i najlepsza trasa, to raczej nie jest zaprzeczalne, a wiadomo, że jak się już jedzie 1200km to chce się być jak najszybciej na miejscu i nie patrzy się na inne trasy. Poza tym patrząc na mapę, droga przez Czechy wydawała się dużo dłuższa. Okazało się że wcale nie tak dużo, a wręcz jest bardzo mała różnica, bo tylko 58km więcej. No kurcze, to przecież rzut beretem! Nie wiem dlaczego ja wcześniej tego nie sprawdziłem… Jedziemy!

 

 

Informacja dla kierowców!

Winiety na czeskie autostrady najlepiej kupować zaraz na pierwszej stacji benzynowej po czeskiej stronie. Polacy lecą w kuli i pobierają dodatkową opłatę w wysokości prawie 30zł! Tak też dałem się sfrajerzyć, bo czytałem w necie, że cena winiety jest taka sama. Winiety tak, tylko dlaczego nikt nie wspomniał o dodatkowej opłacie?! Także nie dajcie się frajerzyć i Wy! Kupujcie po czeskiej stronie i nie dawajcie zarobić tym oszustom! 

 

A miało być Brno!

Tak, zawsze była mowa o tym, że mój kuzyn mieszka w Brnie, no więc i trasę sprawdzałem przez Brno i różnica wychodziła właśnie wspomniane wcześniej 58km. Świetnie! Odwiedzę rodzinę, a przy okazji piękne miasto w Czechach i będzie fajny post na bloga…  Będąc już w Polsce u mojej mamy, poprosiłem go o przesłanie mi dokładnego adresu i wtedy okazało się, że to jednak nie Brno, a Brzecław. Wszyscy zawsze mówili „Brno”, „Brno”… Tak orientacyjnie, bo takie duże miasto się kojarzy, a kto zna Brzecław?

Brzecław to niewielkie miasto położone w kraju południowomorawskim, przy granicy z Austrią i Słowację, jedyne 50km od Brna, tak więc w sumie 158km więcej, ale przy tej odległości jaką jechaliśmy z Polski do Niemiec to pikuś! Miasto Břeclav ma tylko 26 000 mieszkańców, tak więc nie jest jakieś wielkie. Niewielka miejscowość… szkoda, pewnie nie będzie zbyt wiele do zwiedzania, i może faktycznie w samej miejscowoście nie ma jakoś super wielu atrakcji poza zamkiem i kościołami, ale za to okolice są przepiękne! We wszystkich okolicznych miejscowościach jest sporo do oglądania. Sporo zamków i pałaców Liechtensteinów, którzy mieli w tamtych regionach swoje posiadłości.

Poza niesamowitymi terenami, Brzecław jest świetnie usytuowany! Genialna baza wypadowa, ponieważ mają tam blisko do Wiednia (niecałe 90km), Bratysławy (nieco ponad 80km) oraz do Budapesztu (niecałe 280km)! Rewelacja! Już się zapowiedziałem, że wpadnę kiedyś jeszcze na dłużej przy okazji podróży do tych stolic.

Zapomniałbym o najważniejszym! Brzecławianie mają swoje własne oko Saurona! Najwidoczniej uwielbiają trylogię Tolkiena.

Zamek w Brzecławiu
Oko saurona – tak naprawdę jest to kościół św. Wacława.

Jest i Brno

Z Polski wyjechaliśmy dość późno, więc i późno byliśmy na miejscu. Za późno by coś jeszcze zwiedzać, tak więc zakończyliśmy dzień przy kolacji i drineczku w doborowym towarzystwie, a następnego dnia rano, gdy towarzystwo pojechało do swoich prac i szkół, wybraliśmy się z mamą do Brna. Pogoda nam zbytnio nie dopisała, bo w połowie drogi złapała nas taka ulewa, że nie było widać autostrady i jechaliśmy też bardzo wolno. W samym Brnie było już trochę lepiej, jednak deszcz cały czas padał i nie zwiedziliśmy za dużo.

Samochód zaparkowałem przy ulicy Koliste, tuż przy sklepie wędkarskim. Tam trzeba było kupić „listek”, czyli bilet w parkomacie,  za który zapłaciłem 85 Czeskich Koron, a stać mogłem 2,5 godziny. Jest to około 15zł, tak więc nie jest jakoś drogo, tym bardziej, że to samo centrum, tuż przy głównym dworcu. Taka mała podpowiedź ode mnie. Przygotujcie sobie drobniaki na taką ewentualność, co byście nie musieli zostawiać mamy w samochodzie, a sami w deszczu lecieć do bankomatu, który wcale nie jest tak blisko (zwłaszcza w deszczu wydaje się dalej), by wybrać mamonę, z którą uprzednio udacie się do spożywczaka łapiąc w pośpiechu butelkę wody mineralnej, która po fakcie okazuje się być wodą o smaku malinowym, by rozmienić kasę i mieć drobniaki na parking… Załatwcie to wcześniej.

Już zmoczony zakupiłem ten „listek”, który trzeba było położyć „citelne za predni okno vozidla” (uwielbiam czeski język) i już z mamą ruszyliśmy w końcu zwiedzać miasto.

 

Katedra dla wszystkich, ale…

Głównym punktem naszej dwugodzinnej wycieczki po Brnie była Katedra św. Piotra i Pawła. W drodze do niej minęliśmy galerię sztuki i teatr, następnie poszliśmy na Plac Wolności, na którym były porozstawiane drewniane budki, takie jak na jarmarkach bożonarodzeniowych, w których można było kupić różne rękodzieła. Na kolejnym placu „Zielny trh” w drodze do katedry, jak sama nazwa wskazuje, odbywał się targ, na którym można było zakupić świeże warzywa, owoce, grzyby i w ogóle różne zieleniny. Już z daleka czuć było zapach koperku.

Targ ten znajduje się u podnóża wzniesienia na którym stoi katedra. Piękna, jednak nie bardzo było jak zrobić jej jakieś sensowne zdjęcie, gdyż w koło niej były kamienice, tak blisko, że nie było możliwości ująć jej całej obiektywem.

Drzwi katedry były otwarte, a więc idziemy zobaczyć wnętrze, ale zaraz… Co to za sznury porozwieszane?! Okazuje się, że co prawda można wejść do środka, ale tylko na dwa metry, bo tuż za drzwiami rozciągnięta jest lina, a na niej kartka z napisem „wstęp tylko w czasie mszy”. No więc nie dane nam było zobaczyć wszystkiego z bliska.

Dalej szliśmy już w kierunku dworca głównego. Szliśmy ciasnymi uliczkami zabudowanymi kolorowymi kamienicami. Zgłodnieliśmy, więc szukaliśmy jakiejś piekarni żeby spróbować jakiegoś czeskiego wypieku. Za namową mamy wylądowaliśmy w piekarni, która okazała się być piekarnią rumuńską (chyba), a więc nie czeskie rzeczy jedliśmy, ale też były dobre. Kupiliśmy dwie bułki. Jednak była z ciasta drożdżowego, nadziewana szpinakiem, a druga coś jak ciasto francuskie z kapustą kiszoną. Mieliśmy jeszcze iść gdzieś na kawę, ale już byliśmy tak mokrzy, że tylko poszliśmy zobaczyć dworzec i w nogi do samochodu. Około godziny trzynastej byliśmy już z powrotem w Brzecławiu. Zrobiliśmy sobie kawę w domu i czekaliśmy na dalszy ciąg atrakcji, które nam zaplanował kuzyn z żoną.

Divadlo

Plac Wolności
Plac targowy – Zelny Trh

Katedra św. Piotra i Pawła
Katedra św. Piotra i Pawła – wnętrze

Kamienice w Brnie
Dworzec Główny

Lednice i Valtice czyli światowe dziedzictwo UNESCO

Po 14 wszyscy już byli w domu i pojechaliśmy do małej miejscowości niedaleko Brzecławia, Lednice. Cała gmina ma nieco ponad 2300 mieszkańców i jest to miejscowość turystyczna, chyba głównie ze względu na neogotycki zamek/pałac, który w 1996 roku został wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO. W tym samym roku został na tę listę również wpisany pałac w sąsiedniej miejscowości Valtice, do której później również pojechaliśmy.

Posiadłość ta należała niegdyś do rodu Liechtensteinów, a od XVII wieku była letnią rezydencją książąt Liechtensteinu. Otoczony jest dwoma hektarami parku, który założony został w XVI stuleciu. Są tam stawy, ogrody i las, a także zbudowano tam ruiny miasta oraz pojedynczy, wysoki na 60 metrów minaret (wieża którą buduje się przy meczetach) także jest gdzie spacerować i co podziwiać.

Jak już wspomniałem, w miejscowości Valtice również znajduje się zamek o tej samej nazwie co miejscowość. Niedaleko jest też góra, z której szczytu mamy piękny widok na miasto. Dodatkowo region ten słynie również z produkcji win i późnym latem możecie zakupić młode wino nazywane Burčák.

W Valticach wybraliśmy się na późny obiad do restauracji Alberto przy nám. Svobody 12. Weszliśmy od strony podwórka więc dopiero wujek Google pokazał mi, że jest również wejście od ulicy. 🙂 Usiedliśmy w ogródku i zamówiliśmy bulion, steka wołowego w sosie grzybowym z duszonymi ziemniakami, kaczkę z knedlikami i czerwoną kapustą oraz czeski gulasz na winie czerwonym z knedlem z bułek, a do picia oczywiście piwo. Wszystko było bardzo smaczne i obsługa miła. Czego więcej potrzeba?

M.

Zamek w Lednicach

Wzgórze przy Valticach
Widok na Valtice
Valtice
Zamek Valtice

Gulasz
Kaczka
Stek

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *