Droga na południe Francji.
Do Marsylii wybrałem się pociągiem. Kiedy tylko usłyszałem że koleje francuskie wspólnie z niemieckimi uruchomiły nowe połączenie superszybkich pociągów ICE i w około osiem godzin można dotrzeć z południa Niemiec na południe Francji, stwierdziłem że to fajny pomysł. Bilet w promocji „Europa Spezial” można kupić już od 49 euro. Przy odległości blisko tysiąca kilometrów jest to naprawdę korzystna cena. Trasa niestety jest mało ciekawa, bo w większości przebiega po torach TGV, najczęściej w wykopach, tunelach i na totalnych pustkowiach.
Wyruszyłem w Sylwestra po południu. Podróż była trochę dziwna. Im bliżej Marsylii, tym pociąg był bardziej pusty i coraz mniej było w nim białych pasażerów. Na miejscu byłem tuż przed północą, więc po wyjściu z pociągu musiałem się szybko ogarnąć, żeby nie przegapić fajerwerków o północy.
Tradycyjnie jednym z najtańszych hoteli w Marsylii okazał się hotel B&B francuskiej sieciówki, który często wybieram, śpiąc w Berlinie. Tak na marginesie, w porównaniu do niemieckich śniadań w B&B, te francuskie okazały się beznadziejne. Kawa plus rogalik to jednak zdecydowanie za mało i aż dziwne, że hotel tej samej sieci może w Niemczech podawać na śniadanie jajka, chleb, bułki, wędlinę czy ser. Po szybkim zameldowaniu wyruszyłem na miasto w poszukiwaniu otwartego sklepu z alkoholem. 🙂
Noc spędziłem na szczycie wzgórza w parku (nie pytajcie mnie o nazwę bo nie pamiętam) . Park był zamykany, więc najpierw najpierw musiałem obczaić jak wejść do środka. Wcale nie było to łatwe, bo ogrodzenie było dwumetrowe i w dodatku z betonu. Udało mi się jednak znaleźć dogodne miejsce i o północy zasiadłem jak przed telewizorem z piwem w ręku, żeby obejrzeć jak Marsylia świętuje nadejście Nowego Roku. Teraz, wspominając ten widok, muszę przyznać, że był to najlepszy Sylwester w moim życiu.
Marsylia nie jest typowym turystycznym miastem.
Jednak pozory mogą mylić. To stolica Côte d’Azur- Lazurowego Wybrzeża, brama do łańcuszka kurortów, ciągnących się od Cann, przez Niceę, aż do Monako z Monte Carlo. Marsylia jednak wyraźnie odcina się od tej śmietanki francuskiej Riwiery. Nie ma tutaj plaż, promenad z palmami czy luksusowych hoteli i kasyn. Miasto ma jednak w sobie to „coś”. Luźny klimat południa Europy, trochę z afrykańską domieszką który przypadł mi tak bardzo do gustu, że Marsylia zrobiła na mnie bardziej pozytywne wrażenie niż Paryż. Na pewno kiedyś tam wrócę. Przypuszczam, że przyczyniło się do tego to, że odwiedziłem Marsylię zimą, a dokładnie w Sylwestra i zostałem na parę styczniowych dni. Latem pewnie jest tam nie do zniesienia, ze względu na upał i tabuny turystów, zmierzające w kierunku kurortów. W styczniu , przy słonecznej pogodzie, piętnastu stopniach i nieco sennej atmosferze miejsce to urzekło mnie totalnie.
Wielkie lustro
Marsylia nie ma typowej starówki z rynkiem i katedrą, czy nawet głównego placu. Rolę centralnego punktu miasta pełni Vieux Port– Stary Port i nabrzeże z charakterystycznym „daszkiem”. Właściwie to wielka przestrzeń pod cienkim dachem, wspartym na kolumnach.Od wewnątrz pokryty jest lustrami tak, że patrząc w górę, można dostrzec samego siebie.
W pobliżu można znaleźć mnóstwo klimatycznych podwórek i tajemnych przejść między kamienicami. Rano na nabrzeżu jest mnóstwo rybaków, którzy sprzedają dopiero co złowione w morzu różne smakowite skarby.Mimo że Marsylia jest drugim co do wielkości miastem Francji, nabrzeże o poranku stwarza wrażenie małego, nadmorskiego miasteczka.
Główna ulica miasta Rue de la République, po której suną ultra nowoczesne tramwaje, czasy świetności ma już daleko za sobą. Pomimo kilku renowacji, sprawia wrażenie wymarłej. Większość sklepów już dawno została zamknięta, przenosząc się do galerii handlowych lub w inne, bardziej prestiżowe lokalizacje, a większość fasad pokrywają graffiti. Mimo to Rue de la République czaruje, chociaż po zmroku, przechodząc przez nią do hotelu, nie czułem się zbyt bezpiecznie.
Nad miastem góruje wzgórze z bazyliką Notre Dame, skąd rozpościera się jeden z najpiękniejszych widoków jakie widziałem w życiu. Droga na górę jest bardzo męcząca dlatego, jeśli nie macie dobrej kondycji, lepiej wziąć mały busik, który zawiezie was pod samą bazylikę. Sam kościół nie jest jakiś wyjątkowy. Długą wędrówkę, urozmaiconą po drodze wylegującymi się na maskach samochodów kotami, na pewno wynagrodzi wam widok tętniącego życiem południowego miasta. Jakoś nie pasuje mi ono jednak do reszty Francji. Może to kwestia tego, że mieszka tu bardzo dużo emigrantów z byłych kolonii francuskich w Afryce, co sprawia, że atmosfera momentami jest tu bardziej afrykańska niż europejska.
Ponieważ na zwiedzanie Marsylii miałem tylko dwa dni, musiałem wybrać tylko najważniejsze i najciekawsze miejsca. Dlatego odwiedziłem wyżej wymienione wzgórze z bazyliką i port oraz, z tego względu że bardzo interesuję się architekturą, Muzeum Cywilizacji Europejskiej i Śródziemnomorskiej (fr. MuCEM) i blok Corbusiera.
Całe życie w jednym bloku
Muzeum to według mnie cud architektury. Po prostu zachwyca. Powstało ono z okazji wyboru Marsylii na Europejską Stolicę Kultury w 2013 roku. Lekkie budynki, poprzecinane mniejszymi i większymi akwenami i kanałami, zlewa się z morzem. Futurystyczny kompleks jest połączony ze średniowiecznym fortem Świętego Jana, zawieszoną jakby w powietrzu kładką. Aż dziwne że tak świetna realizacja jest praktycznie nieznana na świecie. Blok Corbusiera – Jednostka Mieszkalna, to już zupełnie inna historia. Znajdziecie go we wszystkich podręcznikach architektury, bo to pierwszy blok na świecie. W zamierzeniu miał być tak skonstruowany, żeby człowiek przez całe życie nie musiał wychodzić z budynku. Do dziś jest zamieszkany, jednak większość dodatkowych funkcji jakie miał pełnić (kino, sklepy, basen, biblioteka itp.) już nie istnieje. Został tylko ogólnodostępny taras i szkoła. Wejście na taras jest bezpłatne. Niesamowite wrażenie robią ośnieżone szczyty gór podziwiane z tarasu na dachu, na którym w słońcu było około dwadzieścia stopni.
A już wkrótce druga część Lazurowego Wybrzeża pod tytułem: „Bezdomność w Monte Carlo”.
D.
Ciekawy opis i ładne zdjęcia :). Osobiście bardzo lubię Marsylię. Dla ścisłości dodam tylko, że to miasto jest stolicą Prowansji, a nie Lazurowego Wybrzeża. Za stolicę tego drugiego uznaje się Niceę ;). I jeszcze rzecz o MuCEM. To muzeum tworzy jeden nowy budynek zbudowany na planie kwadratu i otoczony betonową ażurową konstrukcją tworzącą większy kwadrat. Jest oczywiście połączony z fortem św. Jana, ale trudno tu mówić o kompleksie lekkich budynków. Ten drugi nowy budynek obok MuCEM to Willa Śródziemnomorska. A wspaniała mozaika w bazylice Notre Dame de la Garde nie zrobiła na Tobie wrażenia? Pozdrowienia z Nicei!
Bardzo dziękuję. Użyłem słowa „stolica” trochę w przenośni, mając na myśli największe miasto w rejonie ale przyznaję oczywiście rację: administracyjnie to Nicea jest stolicą:)