Z Dubaju polecieliśmy już prosto do Warszawy, a z Warszawy pociągiem do Krakowa. Miało byś Pendolino… Nie udało się 😀
Zarezerwowaliśmy dwa noclegi w domu studenckim „Zaułek”, który znajduję się przy ulicy Piekarskiej w Krakowie. Nie pamiętam ile zapłaciliśmy, ale był to chyba najtańszy nocleg jaki udało nam się znaleźć, który spełniał nasze oczekiwania, a jednym z nich była łazienka w pokoju.
Budynek wygląda jak mały blok, a korytarze przypominają te szkolne z moich czasów liceum. Myślałem, że pokoje będą też niewiele lepsze, ale ku mojemu zaskoczeniu były naprawdę super. Widać, że były niedawno remontowane. W naszym pokoju znajdowały się dwa łóżka, biurko, szafa oraz całkiem fajna łazienka z prysznicem. Generalnie niczego nie brakowało, było czysto i z czystym sumieniem możemy polecić wam Zaułek jako miejsce do spania.
Nasz przyjazd do Krakowa nie był spowodowany samą chęcią zwiedzenia stolicy Małopolski. Znaleźliśmy się tam ze względu na Coke Live Festival, na którym wystąpić miała jedna z moich ulubionych artystek – SIA. Jej muzyką zaraziłem się od mojej przyjaciółki Marty jeszcze w szkole średniej i szczęśliwie udało się wszystko zorganizować tak, abyśmy mogli być na jej pierwszym koncercie w Polsce razem.
Kraków chyba nie lubi Warszawy
Pierwszego dnia nie zwiedziliśmy zbyt wiele, bo gdy zajechaliśmy do Zaułka, było już dość późno. Wystarczyło nam tylko czasu na to, aby przejść się wzdłuż Wisły, zobaczyć Zamek Królewski na Wawelu (oczywiście tylko z zewnątrz), pospacerować chwilę po Krakowskim rynku i zjeść kolację w restauracji „Pod Wawelem”, znajdującej się przy ulicy Świętej Gertrudy 26/29.
Po Hongkońskiej diecie, wreszcie mogliśmy zjeść mięcho, a nasze wygłodniałe żołądki kazały nam zamówić wszystko co mięsne z karty dań lecz niestety trzeba było się zdecydować na jedno danie. Padło na steka wołowego. No ale co tam taki mały stekunio. Weźmy sobie przystawkę! Tatarek będzie w dechę! Tak zrobiliśmy. Do tego duży kufel piwa i jesteśmy szczęśliwi. Tatar był pyszny, a stek… no… nie był jakiś rewelacyjny, ale zjedliśmy i nie marudziliśmy.
Widzicie więc, że nie płacili nam za reklamę! Nie było och i ach! 😀
Poza jedzeniem fajny był wystrój w restauracji. Trochę jakbyśmy się przenieśli w czasie o kilkadziesiąt lat przynajmniej. Do tego te napisy w toalecie. Najbardziej rozbroiła mnie uwaga dla warszawiaków o możliwości umycia rąk. 😀 (bez urazy warszawiacy).
Kawa na rynku w Krakowie
Następnego dnia rano mieliśmy odebrać Martę z dworca. Tak też uczyniliśmy. Jak miło było się spotkać po.. chyba trzech latach (o ile dobrze pamiętam).
Przyjechała wraz ze swoją przyjaciółką i zarezerwowały pokój w tym samym miejscu co my. Zanim jednak pojechaliśmy do noclegowni, poszliśmy na kawę w jednej w kawiarni przy starym rynku. Marta była wtedy managerem kawiarni, a więc nie mogła się powstrzymać i wypytywała kelnerkę o różne szczegóły zanim zamówiła swój napój. Wiecie… jak się jest smakoszem kawy to trzeba się upewnić, że nie będą to jakieś siki, nie? 😀
Jak już się tak zagłębiamy w szczegóły, to powiem wam, że dla mnie była ciut za kwaśna, ale co ja tam wiem o kawie… 😀
Czasu było nie wiele i wystarczyło tylko na krótki spacer po rynku. Później odprowadziliśmy dziewczyny do pokoju i zostawiliśmy je tam żeby się ogarnęły, a sami udaliśmy się do Galerii Kazimierz, by kupić sobie jakieś bluzy na wieczór, bo jak wiecie (jeżeli czytaliście wcześniejsze posty) nie wyszły z pralni zbyt świeże, a wiedzieliśmy, że ma być dość chłodno.
Coke Live Festival – SIA
Festiwal Coke Live odbywa się co roku na terenie Muzeum Lotnictwa Polskiego, na który dostaliśmy się za pomocą taksówki. Na teren imprezy nie wolno było wnosić żadnych napojów i tym podobnych cieczy, a zatem wielkie było zdziwienie dziewczyn, gdy okazało się, że nie wolno nawet wnosić perfum (choć o tym nie ma mowy w regulaminie! Jest tylko napisane o zakazie wnoszenia napojów. Perfumy to nie napoje drodzy organizatorzy). W każdym razie nie było sensu się spierać, tym bardziej, że rzeczy zakazane można było pozostawić w depozycie.
Tak więc pamiętajcie. Czytajcie regulaminy, a czego w nich nie ma to się domyślcie! A najlepiej brać tylko kasę, dowód i bilet wstępu. Wtedy nie mam mowy o niespodziankach podczas sprawdzania.
Kto myśli, że taki festiwal to tylko picie i muzyka, ten grubo się myli. Tam można było również się ubrać, gdyż były tam również stoiska z ciuchami. Tak, z ciuchami, i to nie byle jakimi, bo na przykład DZKY, czyli ciuchy Macieja Sieradzkiego, uczestnika programu Project Runway. Strasznie mi się podobała długa czarna bluza z kapturem z dziurami na plecach, jednak kto z nas nosi na impreze 600zł w kielni po to, by kupić sobie bluzę?
Tak więc Maćku, jeśli to czytasz, to widzisz, że zrobiłem Ci reklamę. Mógłbyś coś podesłać w zamian za to. 😛
Nadeszła ta chwila. Wszyscy szybko biegli pod scenę, by zająć najlepsze miejsca i czekali z niecierpliwością na swoją ulubienicę. Choć może nie była ona ulubienicą wszystkich jak się póżniej okazało… No ale w końcu to festiwal, na którym występują różni artyści. Nie każdy był tam tylko ze względu na nią jak my.
Zaczęło się! Marta we łzach. Czekaliśmy na ten moment około dziesięciu lat. Dokładnie! Dziesięć lat! Nie wiedzieliście, że ona już tak długo istnieje i śpiewa? Co z Was za fani! Phi! 😀
Koncert był fantastyczny i wzruszający. Jej głos hipnotyzował, choć znaleźli się tacy, co twierdzili, że śpiewała z playbacku, a na dodatek marudzili, że na telebimach leciał film nagrany w studio, a nie ujęcia na żywo prosto ze sceny.
Czy oni nie widzieli tego geniuszu? Że ruchy tancerzy na scenie były idealnie zsynchronizowane z tym co działo się na ekranach? Że głos jej był tak świetny, że myśleli iż nie śpiewa ona na żywo? Co za %*@#&^!
My byliśmy zachwyceni i jeszcze długo to wszystko przeżywaliśmy. Baardzo długo…
To tyle z naszej Krakowskiej wycieczki. Niewiele, ale myślę jednak, że jeszcze tam zawitamy na dłużej i zwiedzimy też to miasto dokładniej.
M.