Szwarcwald- kraina na południu Niemiec, która wielu kojarzy się z kultowym serialem, idyllicznymi obrazkami gór, lasów i jazdą na nartach. Nas jednak przywiodło do Szwarcwaldu coś zupełnie innego.
Jest sobota, 16 maja, południe. Wsiadamy do auta, żeby po dwóch godzinach dojechać do małej miejscowości w Szwarcwaldzie. Po drodze jedziemy wąskimi, górskimi szlakami. Po obu stronach gęste lasy i małe wioski. Aut jest coraz mniej, droga robi się coraz węższa, a zasięg internetu coraz gorszy. W końcu docieramy na miejsce. Internetu nie ma już wcale. Przy głównej drodze stoi malutki kościółek i parę domków. Mimo niewielkich rozmiarów miejscowość jest dość turystyczna, bo po drodze mijamy parę pensjonatów, a mapy pokazywały (kiedy jeszcze był zasięg), że w pobliżu jest kilka wyciągów narciarskich. Nawigacja pokazuje, że jesteśmy na miejcu, ale w pobliżu nic nie widac. Zamiast opuszczonego, starego hotelu o nazwie, a jakże by inaczej, „Schwarzwald” nie ma śladu. Zamiast tego gęsty las i prywatny dom. Po sporym kompleksie hotelowym z wypożyczalnią nart, barem i basenem nie ma śladu.
Postanawiamy jednak wyjść z auta i rozejrzeć się dookoła. Wokół nie ma żywej duszy. Nagle nasza koleżanka Kasia dostrzega wśród gęstych drzew budynek. Droga do niego prowadzi stromo po górę. Ponieważ Michał chce zrobić w hotelu sesję fotograficzną jesteśmy obładowani torbami. Targamy lampy, różne ciuchy do sesji i milion innych rzeczy. Żeby nie poplątać czarnej, długiej peruki, a może po prostu dla żartu zakładam ją na głowę. Musimy wyglądać komicznie i co najmniej dziwnie , kiedy tak obładowani tymi rzeczami skrabiemy się mozolnie na górę. Efekt dodatkowo potęguje nasza koleżanka Kasia, która przebrana już do sesji w elegancką sukienkę próbuje pokonać szczyt po śliskiej trawie. W końcu nam się udaje i okazuje się, że nasz hotel skrył się za zieloną ścianą drzew i zarośli i nie widać go prawie zupełnie z głównej drogi.
Szukamy wejścia. Widzimy już przeszkloną ścianę basenu, ale nigdzie go nie ma. W końcu znajdujemy wejście do „Skiraum” czyli pomieszczenia, gdzie hotelowi goście mogli przechować, lub wypożyczyć narty. Brat Michała, Paweł wchodzi do środka. Jest tam prawie zupełnie ciemno i okazuje się, że nie ma stąd przejścia do pozostałej części budynku. Okrążamy więc hotel i w końcu znajdujemy główne wejście, za którym znajduje się recepcja. Szklane drzwi są zabite deskami, ale ktoś wystawił boczną szybę z framugi. W ten sposób z łatwością dostajemy się do środka.
Naszym oczom ukazuje się przedziwny widok. Wszystko wygląda jak jedna wielka inscenizacja filmu katastroficznego. Jak gdyby nagle wszyscy ludzie wybiegli z hotelu uciekając przed jakąś nieznaną siłą, terrorystą, czy groźnym wirusem (pasuje idealnie do aktualnej sytuacji ?). W wielkim holu, po lewej stronie, znajduje się biurko recepcji. Za nim stoi skórzany fotel, a na blacie leżą porozrzucane różne dokumenty i faktury. Po prawej stronie znajdują się fotele i małe stoliki. Największe wrażenie robi mały wózek, na którym stoją cukiernice, w których wciąż jest cukier. Obok nich stoi butelka popularnego na południu Niemiec „Rothhaus” – jasnego piwa. Wygląda to wszystko tak, jak gdyby ktoś przed chwilą tam siedział i właśnie wypił je do końca.
Jest przerażająco cicho i mimo słońca za oknami, przez bujną roślinność, panuje półmrok.
Za holem znajduje się następne spore pomieszczenie. To hotelowa restauracja i bar. Nie robię tutaj zdjęć, bo myślę, że przecież po sesji jeszcze tu wrócimy, a poza tym dreszcz emocji i strachu powoduje, że zapominam żeby je robić. Za barem stoją równo poukładane szklanki i różne kieliszki, a przy stołach równo poustawiane krzesła. Wiemy doskonale że nikogo tu nie ma, ale nasze mózgi wariują i wciąż czujemy wszyscy czyjąś obecność.
Cofamy się znów do holu i tym razem skręcamy w lewo, w stronę długiego korytarza. Tu natykamy się na porzucony na środku odkurzacz i wózek z mopem i wiaderkiem pokojówek. Wygląda jakby nie tylko goście uciekali w popłochu, ale też cały hotelowy personel. Korytarz skręca w prawo i jest tutaj jeszcze ciemniej. Uczucie niepokoju wzmaga się, dlatego by nie spanikować wracamy do jaśniejszych pomieszczeń. Idziemy przeszklonym łącznikiem do wejścia na basen. Drzwi są zamknięte, ale górna szyba jest wybita. Ktoś przytargał stołki po obu stronach wejscia, więc łatwo udaje nam się przejść przez górną szybę. Jest! W końcu z antresoli widzimy basen w całej okazałości. Jest prawie w idealnym stanie tylko na jego dnie leży sporo różnych przedmiotów min. koło ratunkowe, leżak i wielki pionek do szachów. W rogu stoi mini bar, a tuż przy nim małe pomieszczenie dla ratownika. Jest w nim apteczka, sterownia oświetlenia, a przed wejściem leży na ziemi telefon.
Pozostali rozstawiają sprzęt do zdjęć, a ja, już sam, wędruję dalej. Boję się dlatego staram się odchodzić od basenu tylko do momentu kiedy mam pozostałych w zasięgu wzroku. Wchodzę do toalet i pryszniców, które znajdują się tuż przy basenie. Kabiny są zamknięte, co dodatkowo stwarza wrażenie, że za którymiś drzwiami ktoś jest. Potem dochodzę do klatki schodowej i schodzę w dół. Są tutaj jakieś pomieszczenia gospodarcze. Do każdego z nich są otwarte drzwi, a wewnątrz jest zupełnie ciemno. Nie wchodzę do środka, strach jest zbyt wielki, ale robię zdjęcie z lampą blyskową. Jak w typowym horrorze w tym momencie na zdjęciu powinny pojawić się czerwone oczy, lub ciemna postac. Oglądam dokładnie fotkę, ale nic na niej nie ma poza plątaniną rur i jakimiś śmieciami. Wracam na górę do pozostałych.
Słyszeliśmy, że hotelowe pokoje są całkowicie wyposażone, ale dojście do nich wymaga przejścia ciemnym korytarzem (tym samym z którego cofnęliśmy się na początku) , lub pokonania kolejnych pięter. Oddaliłoby to nas jeszcze bardziej od głównego wejścia dlatego nie decydujemy się zagłębiać w dalsze zakamarki hotelu.
Sesja dobiega końca. Wychodzimy na zewnątrz tą samą drogą, którą weszliśmy. Przed wejściem dostrzegamy, że jedno z okien jest otwarte, co jeszcze bardziej stwarza poczucie, że oprócz nas ktoś tu jeszcze jest…
Nie wyobrażam sobie odwiedzenia tego miejsca wieczorem, lub w nocy. Nawet w słoneczny dzień wewnątrz panuje tu przerażająca atmosfera, a ciągłe szelesty i hałasy, dobiegające z otaczającego hotel gęstego lasu powodują, że nie chcemy tam dłużej zostać. Bałem się, że to demoniczne miejsce przyśni mi najbliższej nocy, ale na szczęście spałem jak zabity. Pewnie dlatego, że poprzedniej pracowałem i po powrocie do domu spałem tylko cztery godziny…
Hotel pod pierwotną nazwą Hauerskopf należał niegdyś do koncernu IG Metall. Ponieważ cieszył się coraz mniejszą popularnością, razem z hotelem Buntenbock przyniósł firmie ponad 10 milionów marek strat, a w 1994 roku wystawiono go na sprzedaż. To jedyna wiadomość, którą udało mi znaleźć na temat hotelu. Prawdopodobnie po 1994 roku hotel znalazł jeszcze nabywcę, ponieważ jego wyposażenie (np. telefon) wskazuje na późniejsze lata. Nie ma jednak po tym śladu w internecie, ale istnieje jego profil na trip advisor pod nazwą Schwarzwaldhotel. Nie ma tam jednak żadnych danych ani opinii poza adresem. Wiadomo też, że hotel posiadał 55 pokojów dwuosobowych i 10 jednoosobowych, rozlokowanych w dwóch budynkach, a jego powierzchnia wynosi 5500 metrów kwadratowych.
Nigdy pewnie nie dowiemy się jaka była prawdziwa historia tego miejsca i jak do tego doszło, że hotel został pozostawiony sam sobie z dnia na dzień z pełnym wyposażeniem. Dzięki temu jednak to miejsce jest jeszcze bardziej tajemnicze…
Jeśli chcesz poczytać o stolicy Szwarcwaldu kliknij TUTAJ.
D.
Fascynujące! Uwielbiam takie historie, nie wiem czy odważyłabym się tam wejsc?
Opuszczone miejsca mogą powiedzieć więcej niż ludzie.Świetne zdjęcia oraz opis.Szukałam informacji na temat Hotelu i jego przeszłości po przeczytaniu waszej historii.Dotarłam do informacji,że takie hotele były dwa i prowadził je koncern metalowy.Również zwiedzamy takie miejsca w DE .Niestety większość ludzi nie potrafi uszanować takich miejsc i widzi w nich jedynie miejsca do”szabrownictwa”oraz dewastacji a szkoda.Czekam na dalsze relacje.
Schwarzwald nie Szwarcwald
Witam.
Radzę zerknąć do słownika języka polskiego. Otóż obie formy są prawidłowe. Piszemy w języku polskim, a nie niemieckim. To tak jakbyś napisała niemcowi, że pisze się Warszawa, a nie Warschau.
Polecam więc upewnić się przed skomentowaniem, że ma się rację.
Pozdrawiam i miłego dnia 😉
Koleżanka ma rację. Szwarzwald powinno być napisane bo to originalna nazwa i pisownia. Piszesz też Toyota a nie Tojota prawda?
Gdyby tak było jak twierdzisz to również nazwa Monachium, Kolonia, Lipsk, Ameryka i tak dalej byłyby błędne, a tak nie jest. Słownik języka polskiego dopuszcza obie formy, a nazw marek własnych nie zmienia się, w przeciwieństwie do nazw geograficznych. Pozdrawiamy.
Fajne miejsce na zdjęcia?Mógłbyś napisać nazwę tej miejscowości gdzie znajduje się ten hotel?Pozdrawiam
Hej. Bardzo mi przykro, ale niestety nie podaję nazwy miejscowości. Na początku napisaliśmy ją normalnie w poście, kilka dni po publikacji otrzymaliśmy informację, że wielu polaków tam pojechało i dużo zniszczyli, dlatego postanowiliśmy usunąć nazwę miejscowości i jej nie podawać nikomu. Wierzymy, że pasjonaci urbeksu wiedzą jak poradzić sobie z lokalizacją takich miejsc i liczymy na zrozumienie.
Pozdrawiam
Witam czy mogłabyście pisać mi na priv lokalizację? Mieszkam od 5 lat w Schwarzwaldzie, ostatbio zaczęłam fotografować oposzczone miejsca, ten hotel mnie bardzo zaintrygował. Naprawdę nie mam złych zamiarów. Jestem początkująca w dziedzinie urbex, proszę o zrozumienie
https://bnn.de/mittelbaden/hotelruinen-entlang-der-schwarzwaldhochstrasse
jest nie jedna!
Kolejny punkt do odwiedzenia:) Pozdrawiamy!
Philip Filp z Facebooka miejscowosc 31275 Lehrte jest wlascicielem takiego obiektu gory Harzu . pokoi okolo 100, na 6 kondygnacjach, mnostwo innych pomieszczen wielkie piwnice dodajace niezapomianych wrazen dodatkowego wrazenia dodaje wejscie do srodka gory szybem tunelem kopalnianym. Jezeli chodz o wrazenia, to czuje sie czlowiek nieswojo ale o strachu raczej mowy nie powinno byc. Ciarki chodza po plecach, Ale to zalezy od osobowosci czlowieka i jego wyobrazni. Mozna spac samemu. Co jakis czas ktos chcacy wystawic swoja osobe na probe odwagi sie znajduje. Obiekt na jednym wlascicielu nie robi wrazenia, drugi – brat Filipa (Cezar S Palace) sam do obiektu w dzien nie wejdzie 🙂 wyobraznia na najwyzszych obrotach, zwolennik Horrorow i nie tylko. Obiektem w duzym stopniu interesuja sie ciekawscy oraz bezmyslni wandale i sprayaze, Cpuni, mieszkancy poludniowo wschodniej europy. Dzien po wymiane szyb w oknach I byly szyby juz porysowane kamieniami . Samego wrazenia dodaje jeszcze historia budynku (niektore mury o grubosci okolo 2,5 – 3 m moze ukryte pomieszczenia) i okolicy. Zero informacji z okresu wojny na temat obiektu i sztolni , gleboka tajemnica?
Nocleg w takim miejscu! To byłby dopiero stres! Chyba bym tam nie zasnął. Tutaj w środku dnia byłem bliski zawału i każdy dźwięk z lasu przyprawiał mnie o szybsze bicie serca, a co dopiera zostać w takim miejscu na noc! Pewnie miałbym koszmary do końca życia, nie mówiąc już o terapeucie. 😉