Kolejny dzień w Hongkongu. Plan na dziś: Świątynia Wong Tai Sin, Nan Lian Garden, Chi Lin Nunnery, Katiga Japanese Food Shop oraz Garden of Stars.
Na początek oczywiście śniadanko w jednej z naszych knajpek za rogiem, a zaraz po nim wsiedliśmy w czerwoną linię metra w kierunku Tsuen Wan. Aby dostać się do świątyni, trzeba przesiąść się do linii zielonej na przystanku Prince Edward i wysiąść na stacji Wong Tai Sin. Tuż obok stacji metra, znajduje się centrum handlowe Temple Mall North. Tam wskoczyliśmy do cukierni, spróbować hongkońskich wypieków. Kupiliśmy słodką bułkę z kruszonką i coś na kształt sernika, tylko bardzo puszystego. Generalnie dobre, tylko na europejskie smaki, trochę mało słodkie. 🙂
Świątynia Wong Tai Sin
Otoczona wieżowcami Świątynia Wong Tai Sin, to jedna z najładniejszych i najczęściej odwiedzanych świątyń w Hongkongu, a to głównie za sprawą legendy, która głosi, że każde wypowiedziane życzenie w tej świątyni się spełni. Przed wejściem do świątyni, znajdują się posągi wszystkich znaków zodiaku, co zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Na głównym placu świątyni, pod zawieszonymi żółtymi i czerwonymi lampionami, modlili się ludzie z kadzidłami w rękach. Ich modlitwy, ukłony oraz unoszący się w powietrzu zapach kadzideł, wprawiły również nas w stan zadumy. Do kompleksu należy także przepiękny ogród, oraz… stoiska z wróżkami. 🙂 Było ich dość sporo. Małe pomieszczenia, w których siedziały wróżki i wróżbici, którzy zachęcali turystów do korzystania z ich usług. Nie skorzystaliśmy.
Najpiękniejszy ogród w Hongkongu
Niedaleko świątyni znajduje się Ogród Nan Lian, oraz klasztor Chi Lin. Znajduje się on jedną stacje metra dalej, więc poszliśmy tam pieszo. Wstęp do ogrodu jest darmowy i naprawdę warto się tam wybrać. Ogród jest naprawdę przepiękny, a spacer po nim to wspaniałe przeżycie. Niesamowite rośliny, chińska zabudowa oraz nastrojowa muzyka, która wydobywała się gdzieś z krzaków. To wszystko sprawiało, że zapomnieliśmy, iż znajdujemy się w sercu ogromnego miasta.
W środku budynków, były różne wystawy. Takie małe muzea. W parku jest również restauracja, która była w dość nietypowym miejscu, bo pod wodospadem. Idąc dalej, doszliśmy do klasztoru Chi Lin, który, nie wiem dlaczego, ale strasznie przypominał mi film ?Wyznania Gejszy?. Piękne dachy, drewno, rzeźby, woda… po prostu genialnie!
Na wprost od wejście do klasztoru, w centralnej części parku, był złoty pawilon po środku stawu. Koniecznie chciałem złapać ładny kadr, ale niestety nie byłem jedyny i cały czas ktoś mi właził przed obiektyw. Po około piętnastu minutach wreszcie mi się udało. Mam nadzieję, że zdjęcie się wam spodoba. 😉
Mała Japonia
Z ogrodu, ruszyliśmy autobusem w kierunku wschodniej części Kowloon. Tam urządziliśmy sobie spacer między wieżowcami i natrafiliśmy na małą uliczkę, o niskiej zabudowie, gdzie wszystko było zrobione w stylu japońskim, i nagle przenieśliśmy się o 2532 km na wschód, do samego Kioto. Japońskie restauracje, w których obsługiwały kobiety przebrane za gejsze, japońska muzyka, zapach jedzenia, niskie stoliki i maty do siedzenia, a przed wejściem do każdego z pomieszczeń buty, bo jak wiadomo w kulturze japońskiej w buciorach do lokalu nie włazimy. Bardzo mieliśmy ochotę tam coś zjeść, jednak nasz budżet głośno krzyczał ?NIE MACIE TYLE HAJSU?! Tak więc obeszliśmy się smakiem, ale za to choć przez chwilę poczuliśmy się jak w Japonii, a na jedzonko poszliśmy do sieciówki Maxim?s MX, znalezionej przypadkiem w drodze powrotnej. Jedzenie ładnie wyglądało na zdjęciach, ale było mega słabe.
Promenada gwiazd w ogrodzie
Żarcie było, jakie było, ale już najedzeni, ruszyliśmy dalej na spotkanie z Bruce Lee. Tak się złożyło, że akurat gdy byliśmy w Hongkongu, słynna ?Promenada Gwiazd? była w remoncie, a na jego czas została przeniesiona na drugą stronę ulicy i przemianowana na ?Ogród Gwiazd?. Były tam tablice z odciskami dłoni Chińskich aktorów i celebrytów oraz słynny posąg Bruce Lee, a także kilka innych atrakcji, które możecie zobaczyć na zdjęciach.
M.