Kontynuujemy nasz wirtualny spacer po francuskim Metz. W jego pierwszej części, którą zobaczysz TUTAJ odkrywaliśmy dziewiętnastowieczne i całkiem współczesne Metz. Im dalej wgłąb miasta tym historia cofa się coraz bardziej, by ostatecznie zatrzymać się na Średniowieczu. Ale zacznijmy od początku .
Po minięciu Łuku Triumfalnego kierujemy się do okazałego Pałacu Komandora 1️⃣. Budowa rozpoczęła się całkiem niedawno, bo dopiero w 1902 roku, kiedy Metz w wyniku wojny francusko – pruskiej znalazło się w niemieckich rękach. W posiadłości otoczonej sporym ogrodem było zawsze zarezerwowane kilka apartamentów, na wypadek przyjazdu niemieckiego cesarza. Na co dzień mieszkał w nim w luksusowych warunkach komandor szesnastego oddziału niemieckiej armii, która stacjonowała tuż obok, w cytadeli. Miał więc na wszystko oko. Pałac jest otwarty do zwiedzania tylko raz w roku, w trakcie Europejskich Dni Dziedzictwa.
Mijamy zatem pałacowe ogrody po prawej stronie i dochodzimy do rzeki, a właściwie jej, ślepo zakończonego, kanału. I tu niespodzianka. Metz nie jest wcale małym miastem (to stolica departamentu Grand Est), ale mimo to bardzo łatwo dojść do jego granicy, która znajduje się tuż za pałacem, na początku pobliskiego mostu 2️⃣.
Na końcu kanału Mozeli znajdują się tańczące fontanny 3️⃣ Niestety poza sezonem są nieczynne, więc z nadrzecznej ulicy (celowo piszę ulicy, bo nie ma w tym miejscu promenad, a brzeg rzeki jest raczej dziki) skręcamy w prawo do ogrodów Esplanady 4️⃣.
Miejsce to bardziej przypomina wielki plac z fontanną po środku, bo poza niskimi klombami i rzędem drzew mało tutaj roślinności . W dniu, w którym zwiedzaliśmy Metz odbywało się jakieś święto . Próbowałem wyszukać jakieś informacje na ten temat, ale nic nie znalazłem. Może wy wiecie jakie święto odbywa się w Metz w pierwszej połowie marca? W każdym bądź razie wyglądało to jak karnawał. W ogrodach i przylegających ulicach było mnóstwo poprzebieranej w najdziwniejsze postaci i przedmioty młodzieży, która stała w grupkach i piła alkohol. Nieopodal był diabelski młyn i budki z jedzeniem. Do dziś pozostaje to zagadką.
Ogród płynnie przechodzi w przebudowany w 2010 roku Plac Republiki, który stanowi bramę do ścisłego centrum Metz. Od placu odchodzi główna ulica handlowa miasta Rue des Clercs 5️⃣. Przy ulicy stoi oddział słynnej paryskiej Galerie Lafayette- eleganckiego domu towarowego . Oczywiście ten w Paryżu jest bardziej okazały, ale jego współczesny odpowiednik też daje radę.
Na deptaku aż roi się od cukierni, a trzeba przyznać, francuskie cukiernie to prawdziwe katusze dla dbających o linię. Nie da się przejść obojętnie obok cudownych witryn, w których grają zazwyczaj pierwsze skrzypce makaroniki, wszelakich smaków i kolorów.
Z głównego deptaku skręcamy w lewo w kierunku największej hali targowej Metz 6️⃣. Tutaj czekają nas dalsze katusze, bo do słodyczy dołączają pozostałe smakołyki w postaci serów, przekąsek i wspaniałych ryb i owoców morza. Oglądając te wszystkie jadalne klejnoty po raz kolejny przekonujemy się, że francuska kuchnia, korzystając z najlepszych składników, jest bezsprzecznie najlepszą kuchnią świata.
Plac Armii przy hali targowej to prawdziwe serce Metz. Stoi tutaj ratusz oraz najważniejszy kościół miasta: katedra Świętego Szczepana 7️⃣. Ten prawdziwy kolos, z nawą przekraczającą 40 metrów znajduje się na trzecim miejscu w całym kraju pod względem wysokości.
Katedra była wielokrotnie przebudowywana w zależności od panującej aktualnie mody. Rozmnażała się też przez pączkowanie na wszystkie strony aż w końcu połknęła pobliską kolegiatę, na zawsze się z nią nią zrastając. Stąd ma tak nieregularny kształt i całkowity brak symetrii. Mimo ciągłego rozrostu nie należy do największych katedr pod względem powierzchni. Pod jednym jednak względem bije pozostałe kościoły na głowę . Ma największą powierzchnię witraży na świecie. Los jakoś łaskawie zawsze obchodził się z naszą katedrą, bo nawet podczas Rewolucji Francuskiej w ogóle nie ucierpiała. Były jedynie pomysły, żeby chrzcielnicę podarować żonie Napoleona jako ogrodową donicę. Także podczas Drugiej Wojny została oszczędzona, a poddała się dopiero podczas huraganu w 1997 roku, kiedy uszkodzony został jej dach.
Oczywiście musieliśmy ją zobaczyć również w środku. Zresztą nie tylko my, bo katedra w Metz jest jedną z najczęściej odwiedzanych katedr we Francji. Mimo to wciąż nie została wpisana na listę UENESCO.
Idziemy dalej w dół, wzdłuż katedry, w stronę rzeki. Przechodzimy na jej drugą stronę, na wyspę. Jest to najbardziej turystyczny widoczek w Metz, który przewija się na wszystkich pocztówkach. Właściwie obojętnie w którą stronę nie spojrzymy na Placu Komedii 8️⃣, bo tak nazywa się to miejsce, pojawia się przed nami coś ciekawego. Przed nami ⬆️ opera, najstarsza we Francji i jedna z najstarszych w Europie. Gdy spojrzymy na lewo ⬅️ zobaczymy Temple Nuef czyli po francusku Nową Świątynię. To również pozostałość po Niemcach na tym obszarze. Kościół jak Nowoewangelicki został wybudowany tylko nieco ponad 100 lat temu. Usytuowany jest na południowym cyplu wyspy przy niewielkim skwerze o uroczej nazwie Ogrodu Miłości.
Kiedy spojrzymy w prawo ➡️ zobaczymy elegancki gmach prefektury Mozeli. Prefektura to taki odpowiednik polskiego urzędu gminy, ale obejmujący obszar znacznie większy niż jedna gmina i mający o wiele większe kompetencje. No i tutaj powaga urzędu jak najbardziej pasuje do jego siedziby, bo budynek wygląda jak mały pałac.
Kiedy obrócimy się ⬇️, za nami będzie się rozpościerać panorama całego Starego Miasta z katedrą w tle, a na pierwszym planie będą domy stojące tuż nad wodą, jak w Wenecji. Nie są może tak piękne jak weneckie pałace, a większość z nich to współczesne wariacje na temat średniowiecznych kamieniczek, ale i tak jest to całkiem piękny widok. Rzeka jest tutaj spiętrzona w paru miejscach, tworząc mini wodospady.
Jeśli na wyspie będziecie próbować dostać się na jej północny kraniec to czeka was rozczarowanie, bo nadrzeczny trakt kończy się ślepo. Aby nie wracać się tą samą drogą należy przeciąć całą wyspę, przejść przez kolejny most i odbić na prawo.
Dzielnica na północ od Mozeli nie jest zbyt piękna i nie ma tutaj czego szukać. To blokowisko, chociaż niektóre z budynków w stylu brutalistycznym na czarnobiałych zdjęciach są klimatyczne 9️⃣.
Robimy wielkie koło i wracamy się na właściwą stronę rzeki kładką Świętego Grzegorza. Mijamy synagogę ?, która wewnątrz powinna być prawdziwym cackiem. Nie doświadczamy tego jednak, bo jest zamknięta i widać, że nie od wczoraj.
Idziemy więc dalej, pod górę i powoli wpadamy w plątaninę uliczek, najstarszej części miasta. Docieramy do małego placyku Joanny Dar’c, który zamyka kościół Église Sainte-Ségolène. Jest tutaj dziwna konstrukcja 1️⃣1️⃣ pod którą leżą kwiaty. Nie mamy pojęcia co to jest i dopiero teraz dowiedziałem się, że to pomnik. Przechodząc obok tego miejsca wydawało mi się, że to tylko bezkształtnie powyginane pręty. Pisząc posta zauważam na zdjęciu, że to dwa, przenikające się serca. Symbolizują one dwójkę młodych ludzi: Marie i Mathiasa, którzy zginęli w zamachu terrorystycznym w Paryżu , w klubie Bataclan w 2016 roku. Marie miała 22 lata, Mathias 23.
W pobliżu placyku znajduje się kościół Église des Trinitaires 1️⃣2️⃣, a właściwie to, co z niego zostało. Na zewnątrz wygląda zupełnie normalnie, ale wewnątrz jest zupełnie pusty. Już od dawna nie odprawia się tutaj mszy, a nadwątlone upływem czasu wnętrze wykorzystywane jest do różnych, tymczasowych wystaw. Mega klimat w środku.
I tak wędrując zupełnie pustymi uliczkami starego miasta docieramy do ostatniego punktu naszej trasy: klasztoru Recolet . Franciszkańskie budynki pochodzą z XIII wieku. Na malutkim dziedzińcu rosną dziś lecznicze rośliny, a w budynkach zamiast mnichów snują się urzędnicy archiwum i instytutu ekologii. Mimo to jest tu niezwykle cicho i 1️⃣3️⃣ się, że świat zapomniał o malutkim klasztorze, wciśniętym między uliczki średniowiecznej dzielnicy.
Siadamy jeszcze na chwilę na przyklasztornej ławeczce, żeby odpocząć i nie mamy pojęcia, że jest to ostatni moment, w którym możemy jeszcze podróżować. Dwa dni później granica pomiędzy Niemcami, a Francją zostaje zamknięta, a my rozpoczynamy domową kwarantannę. Oczywiście to nie koniec naszych postów i jak zwykle zapraszamy do lektury następnych. Zdrówka!
D.
Dzieki za oba spacery, jesienia zeszlego roku pojechalismy do Alzacji, po drodze do Strasburga mielismy dwie opcje, zeby sie zatrzymac i zwiedzic – Metz lub Nancy, wybralismy Nancy ze wzgledu na Art Nouveau. Dzieki Wam zobaczylam co przegapilismy w Metz. Mysle, ze nastepnym razem tam wlasnie sie zatrzymamy, Iwona
Nam bardziej przypadło do gusty Nancy, ale napewno warto po drodze wpaść też do Metzu. Jest zupełnie inny niż miasto króla Stasia- bardziej niemieckie i surowe, ale równie ciekawe. Dzięki za komentarz. Pozdrawiamy ciepło!