Tongeren-wino w kaplicy i dziewiąty miesiąc

Cegły były w różnych odcieniach, a w dodatku poukładane w różnych kierunkach. No i ten mega wysoki sufit, a mimo to wnętrze sprawiało wrażenie przytulnego i nie onieśmielającego.

0

Czasem do pewnych miejsc docieramy zupełnie przypadkowo. W normalnych warunkach nigdy byśmy się tam nie znaleźli. Jednak splot różnych wypadków sprawia, że odwiedzamy jakieś miejsce bez żadnych oczekiwań. I tak też było w przypadku belgijskiego Tongeren. 

Naszym celem było holenderskie Maastricht, ale okazało się, że hotele są tam dość drogie. Na jednym z portali, który oferuje bardziej luksusowe hotele last minute z dużym rabatem, pokazał się nam bardzo ciekawy obiekt, zaledwie 20 km od Maastricht. Mimo niewielkiej odległości było to już w innym kraju, mianowicie w belgijskim Tongeren. Czemu nie, pomyśleliśmy, tym bardziej, że hotel znajdował się w dawnym klasztorze, a jego całkiem nowoczesne wnętrza wyglądały wyjątkowo interesująco. 

Przypadkowy nocleg

Największe wrażenie na zdjęciach robiła hotelowa restauracja, która rano pełniła rolę śniadalni. Tak więc ruszyliśmy całkiem spontanicznie do Tongeren. Okazało się, że to przypadkowe miejsce noclegu jest całkiem sympatyczne i niezwykle ciekawe. Przypuszczam, że byliśmy tego dnia jedynymi turystami w całym miasteczku, chociaż kto wie. Być może było ich nieco więcej, bo akurat tego popołudnia odbywała się tam procesja, na którą zresztą też trafiliśmy zupełnie przypadkiem.

W hotelowej recepcji czekał na nas szampan, a dokładniej hiszpańskie wino musujące. Trochę to dziwne było, bo musieliśmy sami się obsłużyć, tzn. nalać sobie do kieliszków. W dodatku wszystkie butelki, stojące w lodzie były otwarte, ale jakimś cudem nie były wygazowane. Jakaś magia!

Anioł i Michał pod prysznicem

Pierwsze co rzuciło się nam w oczy w jednym z hotelowych korytarzy była wielka rzeźba anioła. Dziwnie to wyglądało w zupełnie współczesnych, śnieżnobiałych wnętrzach. Następnym zaskoczeniem był pokój. Był ogromny, w dodatku czterometrowy sufit potęgował wrażenie przestrzeni. Na środku pokoju stało wielkie łóżko, a za nim szklana, mleczna ściana, za którą znajdowała się łazienka z pokaźnym prysznicem. Przyznam, że tak wielkiego pokoju hotelowego jeszcze nie mieliśmy, a możliwość obserwowania Michała pod prysznicem zza mlecznej ściany była całkiem komiczna. 

Po wyjściu z klasztornego hotelu pierwsze kroki tradycyjnie skierowaliśmy na rynek. Po drodze zauważyliśmy, że na budynkach, przy głównych ulicach miasteczka zainstalowane są głośniki i płynie z nich delikatna muzyka. Ciekawe jak zapatrują się na to lokalsi, którzy mają okna przy jednym z takich głośników.?

Belgia klasztor
Dawny klasztor, przerobiony na sporych rozmiarów hotel Eburion. Jego nazwa pochodzi od imienia króla, który wyzwolił Tongeren spod panowania Rzymian. Brama pośrodku prowadzi do dużego dziedzińca. Dawny klasztor Świętego Jakuba już od 12 wieku oferował pielgrzymom, zmierzającym do Santiago de Compostela w Hiszpanii, możliwość noclegu.
anioł
Zderzenie starego z nowym w klasztornym hotelu bywa zaskakujące.
mleczna szyba
W takim hotelowym pokoju niepotrzebny jest telewizor.
kamieniczki
Czyż Tongeren nie jest urocze? Po prawej Dom Pielgrzyma, gdzie wędrowcy, tak samo jak niegdyś w naszym hotelu, mogą przenocować.

Tongeren, najstarsze miasto Belgii

Główny plac miasteczka otaczają urocze, małe, zazwyczaj dwupiętrowe kamieniczki. Nad placem góruje majestatyczna bazylika Matki Bożej (oczywiście z naszym szczęściem była w remoncie). W centralnym punkcie placu stoi statua celtyckiego króla Eburiona, który w 54 roku przed naszą erą pokonał Rzymian i zakończył definitywnie ich panowanie na tych ziemiach. W którym roku spytacie? Tak, to nie pomyłka. Tongeren istniało jeszcze przed naszą erą i było bardzo ważnym ośrodkiem w rzymskim imperium. Dlatego nie ma co się dziwić, że w tym najstarszym mieście całej Belgii, rzymskie ślady są widoczne na każdym kroku. 

Jednym z nich są pozostałości rzymskiej świątynii z pierwszego wieku naszej ery, poświęconej Jowiszowi. Ze świątyni pozostały tylko fundamenty. Odtworzono jednak tutaj zarys budowli, łącznie z ołtarzem dziękczynnym, kolumnami i schodami, aby uświadomić odwiedzającym jej ogrom. Dookoła niej zachował  się kamienny mur, również z czasów rzymskich.

rynek w Belgii
Górujący nad rynkiem Eburion.
rzymska świątynia
Michał w skupieniu oddaje hołd bogowi Jowiszowi. Po prawej, tak prawdopodobnie wyglądała rzymska świątynia w Tongeren.

Chrystus marźnie na bruku

Kiedy wracaliśmy z miejscowego marketu, gdzie kupowaliśmy przekąski, czytaj chipsy i ciastka na wieczór (czego normalnie nie robimy), trafiliśmy na wspomnianą już procesję. Wydawało się, że zgromadziła ona wszystkich mieszkańców miasteczka, którzy podążali za roznegliżowanym Chrystusem. Swoją drogą musiało mu być dość zimno. Nie był to ciepły wieczór, a na dodatek musiał leżeć na rynkowym bruku podczas krzyżowania. Tak więc przeszliśmy prawie całą drogę pochodu, wciąż mając w głowach ogromne patery świeżych owoców morza, które zauważyliśmy w miejscowym Carrefourze. Takich pater nie widzieliśmy nawet w typowo nadmorskich miastach południa Europy. Pomimo że z Tongeren nad najbliższe morze jest dobre kilkaset kilometrów.

Tongeren zwiedzaliśmy za pomocą miejscowej aplikacji. Pokazuje ona w 3D najbliższą drogę do kolejnych miejsc, związanych z akcją propagowania sztuki w mieście ważniejszymi atrakcjami. Ten proceder odbywa się w Tongeren co dwa lata i nosi nazwę „Dziewiątego miesiąca”. W jego ramach odsłaniane jest w różnych punktach miasta kolejne dzieło jakiegoś młodego, początkującego zazwyczaj, artysty. I tak po drodze minęliśmy wielki znacznik, taki wiecie, jak na mapach, kolumnę na której szczycie znajduje się coś na kształt ufoludka i w końcu największe dzieło „Dziewiątego mięsiąca”czyli sztuczny staw z liliami wodnymi. Powstał na miejscu dawnego przykościelnego cmentarza. 

droga krzyżowa
Chrystus zmierza na rynek, gdzie zostanie ukrzyżowany.
owoce morza
Za 69 euro można mieć prawdziwie śródziemnomorska kolację na wypasie.
sztuka w mieście Belgia
Tongeren będzie niewątpliwie wielką gratką dla wielbicieli miejskiej, współczesnej sztuki na świeżym powietrzu.
kolumna
Inny efekt Dziewiątego Miesiąca, czyli kolumna z kosmitą?
sztuczny staw
Sztuczny staw z liliami, jeden z efektów Dziewiątego Miesiąca. Wcześniej był tu cmentarz, gdzie odkryto rzymskie pozostałości.

Najlepsze belgijskie frytki są w Holandii

Po tym kulturalnym spacerze i dotarciu do najstarszego domu w mieście, pozostało nam już tylko zjedzenie największej belgijskiej specjalności czyli frytek. Ich znalezienie wieczorem nie było wcale łatwe, bo większość lokali była już zamknięta. W końcu znaleźliśmy malutki fast food, w którym piętrzyły się stosy frytek. Na oko wyglądały smakowicie, ale tylko na oko, bo w rzeczywistości były bardzo słabe. O dziwo kiedy je jedliśmy na miejscu, ciągle ktoś wchodził do środka i zamawiał ich nowe porcje. No cóż…może w Tongeren nie ma zbyt dużo miejsc, gdzie można by je zjeść. Najlepsze jest to, że następnego dnia zjedliśmy przepyszne belgijskie frytki, ale w…Holandii.?

Czuliśmy pewien niedosyt po tych frytkach, dlatego to nie było nasze ostatnie słowo tego wieczoru w sprawie zupełnie niezdrowego jedzenia. Leżąc już w łóżku spałaszowaliśmy jeszcze Pringelsy i ciastka, które kupiliśmy wcześniej. Oczywiście na codzień nie robimy takich rzeczy, ale wiecie, jak się ma takie mikro wakacje, to na drodze wyjątku, można sobie pozwolić na taką zbrodnię. Ponieważ był to bardzo intensywny dzień od samego rana, zasnęliśmy błogim snem, nie mogąc jednocześnie doczekać się śniadania w tak niezwykłym miejscu.

najstarszy dom w Tongeren
Najstarszy dom w Tongeren, w najstarszym mieście Belgii. Nazywany jest hiszpańskim i jako jeden z nielicznych budynków w mieście przetrwał wielki pożar z 1667 roku. Dlaczego akurat hiszpańskim? Niestety nie znaleźliśmy informacji na ten temat. Może ktoś z Was coś wie na ten temat?
przejście dla pieszych.
Nieczęsto na świecie zdarzają się takie przejścia dla pieszych pod kątem prostym. Michał musiał je przetestować.
naklejka
Naklejka skierowana jest do straży pożarnej i informuje, że w razie pożaru, należy pamiętać również o dwóch kotach.
piątka
Przybijamy piątkę i wędrujemy dalej.
Polska w Belgii
Nawet w tak małym miasteczku można znaleźć polskie ślady. Chociaż może to być również dawna flaga pobliskiego Maastricht, co wydaje się bardziej prawdopodobne.

Wino z bąbelkami w klasztornej kaplicy

Kiedy rano weszliśmy do hotelowej śniadalni, która popołudniu i wieczorem pełni rolę restauracji z sushi i baru, oniemieliśmy z zachwytu. Piękne, nowoczesne wnętrze kontrastowało z surowymi murami dawnej, klasztornej kaplicy. Na jej ścianach widać było jak wiele razy ten klasztor był na przestrzeni dziejów przebudowywany. Cegły były w różnych odcieniach, a w dodatku poukładane w różnych kierunkach. No i ten mega wysoki sufit, a mimo to wnętrze sprawiało wrażenie przytulnego i nie onieśmielającego.

 W pojemniku z lodem czekało już na nas ponownie musujące wino. Mimo że początkowo ochoczo je sobie nalaliśmy, to zaraz potem przyszła refleksja, że w sumie to nie mamy zbytnio na nie ochoty o tak wczesnej porze. W dodatku zaraz czeka nas dalsza podróż autem do pobliskiej Holandii. Ok, nie była to może jakaś niesamowicie długa wyprawa, bo z Tongeren jest ledwie kilkanaście kilometrów do granicy. Jednak wino mogłoby nas całkowicie przymulić. Przy innych śniadaniowych wiktuałach nie mieliśmy już takich rozterek. Jak zwykle w naszym przypadku, zjedliśmy dużo za dużo, a cała biesiada rozciągnęła się do półtorej godziny. Początkowo w wielkiej sali byliśmy sami poza pracownicą hotelu, co potęgowało niesamowity nastrój. Tak, dla tego jednego wnętrza i tak oryginalnego hotelu warto przyjechać do Tongeren, choćby na jedną noc. 

śniadanie w hotelu
Wspaniała jadalnia, gdzie pomimo współczesnego wnętrza czuć historię na każdym kroku. W miejscu dawnego ołtarza klasztornej kaplicy znajduje się dziś bar.
hotelowe śniadanie
Królewskie śniadanie, a raczej jedna z jego wielu dokładek. Kieliszki do końca pozostały pełne.
otoczaki
W holu hotelu można poczuć się trochę jak we Włoszech, lub Portugalii, gdzie tego typu nawierzchnie z otoczaków nie są niczym szczególnym.

Tongeren: europejskie centrum antyków

Po tym śniadaniu w iście królewskim stylu pokręciliśmy się jeszcze trochę po niedzielnie sennym miasteczku. Ponownie odwiedziliśmy stojące tuż przy hotelu plotkujące sąsiadki, by lepiej im się przyjrzeć. Poprzedniego dnia było już szarawo, kiedy do nich dotarliśmy. 

Kiedy tak wałęsaliśmy się po okolicznych uliczkach odkryliśmy, że Tongeren to centrum antyków. Takiego nagromadzenia antykwariatów jeszcze nigdy nie widziałem. I rzeczywiście ilość sklepów z antykami na głowę mieszkańca jest w Tongeren jedną z najwyższych w Europie. Odbywający się co niedzielę targ, zresztą również położony po sąsiedzku od naszego hotelu, jest również jednym z najważniejszych w Europie. 

Celem tego city tripa było przede wszystkim odwiedzenie niezwykłego hotelu. Nie spodziewaliśmy się, że Tongeren okaże się tak ciekawym i pięknym miasteczkiem, które warto zobaczyć, nawet jeśli nie planujemy klasztornego  noclegu. Być może zajrzymy tam jeszcze kiedyś, żeby zobaczyć co też przyniósł nowego, kolejny „Dziewiąty miesiąc”. Tymczasem ruszamy dalej w kierunku Maastricht.

P.S. Ten post NIE został napisany we współpracy z żadnym hotelem, ani aplikacją internetową, dlatego wyrażamy w nim wyłącznie nasze osobiste wrażenia niczego nie reklamując.

sztuka w mieście Belgia
Klasztorny budynek w tle to również część dawnego klasztoru. Rzeźba przedstawiająca plotkujące kobiety, zgromadzone wokół wodnej pompy powstała w 2000 roku. Jedna z wersji mówi, że kobiety nie plotkują, a awanturują się się i nie są sąsiadkami, a paniami do wynajęcia, które sprzeczają się o potencjalnych klientów.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *