Nasz Budapeszt [cz. 1] – wcale nie taki Paryż

Budapeszt jest Paryżem Wschodu. Tak przynajmniej kiedyś słyszałem i takie też miałem o nim wyobrażenie od samego początku, gdy tylko myśl o Budapeszcie kiełkowała mi w głowie. W Paryżu byłem już dwa razy i zakochałem się w tym mieście bez pamięci. Pisałem też o nim na blogu. O stolicy Francji możesz poczytać TU. No więc […]

5

Budapeszt jest Paryżem Wschodu. Tak przynajmniej kiedyś słyszałem i takie też miałem o nim wyobrażenie od samego początku, gdy tylko myśl o Budapeszcie kiełkowała mi w głowie. W Paryżu byłem już dwa razy i zakochałem się w tym mieście bez pamięci. Pisałem też o nim na blogu. O stolicy Francji możesz poczytać TU.

No więc będąc wcześniej w Paryżu i widząc jak piękne to miasto jest, wyobrażałem sobie, że Budapeszt będzie taki sam. Nic bardziej mylnego. Nie rób tego błędu i nie porównuj Budapesztu do Paryża, bo można się trochę rozczarować. Nie zrozum mnie źle, Budapeszt jest przepięknym miastem i jest jedną z najładniejszych stolic Europy, ale zupełnie różni się od Paryża. Takie jest przynajmniej moje zdanie.

Mieliśmy z Dawidem taką rozkminę, bo generalnie w Budapeszcie są przecudowne kamienice, jednak większość z nich jest w opłakanym stanie. Tak sobie pomyśleliśmy, czy gdyby one wszystkie były wyremontowane, to czy stolica Węgier nie byłaby przypadkiem ładniejsza od stolicy Francji? Tam wszystkie kamienice są jednakowe. Piękne, ale jednakowe. W sensie kolor elewacji, dachu… tak naprawdę gdyby ktoś zawiązał mi oczy i wysadził na jakiejkolwiek uliczce w Paryżu, to miałbym problem w stwierdzeniu, w którym miejscu się znajduję. W Budapeszcie tego nie ma. Każdy dom jest inny, ma inny kształt, kolor i każda kamienica jest piękna na swój sposób. Niektórym brak remontu nawet jeszcze dodaje charakteru. Więc jakby teraz to wszystko ogarnąć, i wstawić na środku wieżę Eiffla, a nad Dunajem Luwr, to chyba Budapeszt by jednak wygrał.

No więc tym wstępem chciałem zobrazować jak wyobrażałem sobie Budapeszt i jakie oczekiwania względem tego miasta miałem, bo uwaga, zaraz trochę ponarzekam. 😉

 

Targ staroci w Budapeszcie

Budapeszt zaczęliśmy zwiedzać od ponoć największego targu staroci „Ecseri”. Co prawda nie był zbytnio po drodze, ale był najdalej wysuniętym od centrum punktem na naszej liście. Stwierdziliśmy, że najlepiej od niego zacząć, gdyż później może się okazać, że albo zabraknie nam na niego czasu, albo nie będzie nam się chciało jechać, bo za daleko.

No więc targ ten niegdyś był bardzo słynny i można było tam kupić wszystko. Od krzesła i stołu, przez aparaty fotograficzne po portret Hitlera malowany olejami na płótnie. Serio.

Dziś targ jest znacznie mniejszy i nie ma tu aż tylu osób jak kiedyś, jednak mimo wszystko nadal funkcjonuje i można tam wyhaczyć niezłe perełki. Mi się tam strasznie podobały żyrandole, komody, krzesła i wiele innych rzeczy. Najchętniej następnym razem pojechałbym tam busem, albo autem z przyczepką, a najlepiej ciężarówką. 😀

Troszkę dziwne jednak jest tam to, że większość sprzedawców była pod wpływem alkoholu i to już w godzinach porannych. Takie przynajmniej odnieśliśmy wrażenie. Zresztą jeden gość na legalu sobie wyciągną z lodówki browarka i przy nas pił, wypytując przy okazji o mój aparat (właściwie nie mój, bo pożyczony od brata), bo cały czas chodziłem i nagrywałem materiał na vloga (tak baj de łej). Na naszym kanale na YouTube są już dwa filmy o Budapeszcie i będzie jeszcze kilka, także zapraszam do oglądania). W ogóle cały czas nas obserwowali wszyscy bacznie i zagadywali, ale to pewnie przez ten cały sprzęt.

Już na sam koniec, gdy wychodziliśmy z targu, zaczepiło nas dwóch gości, prawdopodobnie ochroniarze, którzy zaczęli nam coś gadać i pokazywać na aparat. Oczywiście nie mówili po angielsku, ale z ich zachowania wywnioskowałem, że nie życzą sobie tu kamer. My z resztą i tak już wychodziliśmy, a co chciałem, to już miałem na karcie pamięci.

Budapeszt

Nocleg w Budapeszcie

Jak praktycznie w każdym mieście podczas naszej wakacyjnej podróży samochodem po Europie, tak i tym razem postawiliśmy na mieszkanie z Airbnb. Wynajęliśmy kawalerkę w XIV dzielnicy, niedaleko parku miejskiego i najsłynniejszych term Széchenyi Fürdő. Gdy zajechaliśmy na miejsce i zobaczyłem osiedle, pomyślałem sobie: „Boju. Gdzie my wylądowaliśmy”. Właściwie blokowisko jakich u nas w Polsce też pełno, ale tu wszędzie porozwalane były jakieś meble, śmieci i w dodatku kręciło się pełno podejrzanych typków. Mieszkanie było za to całkiem ok. Troche stare, ale ok. Później niestety okazało się też, że było mega brudne. Napisałem więc do właściciela, że w mieszkaniu jest syf. Oczywiście nie dosłownie. Ubrałem to w ładne słówka, licząc na to, że coś z tym zrobi, ale on odpisał tylko, że dziękuje za info, i że przekaże sprzątaczce. Tak więc przez kolejne cztery dni mieszkaliśmy w brudnym mieszkaniu. Najgorsza była kuchnia i łazienka. Kurzu pełno, jakieś włosy wszędzie i w dodatku w kuchni paradowały sobie mrówki. W salonie w każdym rogu były olbrzymie pajęczyny, a na nich poprzylepiane muszki. Nie wiem jak można sprzątać i tego nie zauważyć.

Do tej pory mieliśmy same miłe wspomnienia z wynajmowanych w ten sposób mieszkań. Nie zawsze były one piękne, ale zawsze czyste, a to jest dla mnie najważniejsze. Tu ani nie było ładnie, ani czysto. Nie chciałem marnować czasu na to, by sprzątać za nich, więc stwierdziliśmy, że jakoś te kilka dni wytrzymamy. Właściwie i tak tylko tam spaliśmy, choć muszę przyznać, że prysznic i przygotowanie śniadania w takich warunkach wywoływało u mnie odruch wymiotny. W dodatku wygooglowałem, że dojazd do centrum z tego miejsca trwa prawie 45 minut. Już całkiem się załamałem. Przecież specjalnie szukaliśmy mieszkania tak, aby nie jechać metrem dłużej niż 20 minut. Nie wiem jak my to zrobiliśmy.

Później jeszcze okazało się, że to tylko dlatego, że coś naprawiali w metrze i było ono nieczynne i to komunikacją zastępczą tak długo się jedzie, ale następnego dnia już metro działało, więc w 20 minut byliśmy w centrum. W dodatku okazało się, że te śmieci, które leżały wszędzie na ulicach, to tylko były wystawki, bo kolejnego dnia nie było już po nich prawie żadnego śladu. A i mieszkańcy jacyś mniej podejrzani się wydawali.

Plusem tego miejsca jest darmowy parking, co dla nas też było dość ważne, bo parkingi w dużych miastach potrafią sporo kosztować.

Oczywiście można znaleźć lepsze mieszkanie w fajniejszej dzielnicy za podobne pieniądze (nasz budżet to około 120zł za noc na dwoje), tylko trzeba jednak lepiej czytać opinie. Można też wynająć sobie pokój w pięciogwiazdkowym hotelu (za większą kasiorkę), bo w Budapeszcie jest ich sporo, więc nie piszę, że tam wszystkie mieszkania są beznadziejne. Oczywiście, że nie. Tak poprostu trafiliśmy. Nasz peszek. Ale to już tyle z mojego narzekania. Dalej już było super. Prawie… 😛

Nocleg

 

Budapeszt – co zobaczyć?

Plac bohaterów
Plac Bohaterów

Pierwszym miejscem do którego pojechaliśmy był najsłynniejszy w mieście Plac Bohaterów, przy którym znajduje się Pałac Sztuki oraz Muzeum Sztuk Pięknych. Plac Bohaterów jest też największym placem w mieście. Na jego środku stoi Pomnik Milenijny, zbudowany z okazji 1000 lecia powstania państwa węgierskiego.

Później podjechaliśmy do Oktogon Bisztro na obiad. Jest to lokal, w którym za niewielkie pieniądze można się ożreć. Dosłownie. Jedzenie jest podane w formie bufetu, więc je się znacznie więcej niż powinno. Są potrawy kuchni węgierskiej, jest też pizza, spaghetti, różnego rodzaju sałatki i desery. Bufet w dni powszednie kosztuje około 25zł (1990 Forintów), a w weekendy 27,50zł (2200 Forintów), więc jest mega tanio, ale co za tym idzie, jedzenie też jest… no takie se. Nie jest złe, ale za tę cenę też nie można też oczekiwać homara w szampanie, no umówmy się.

Po obiedzie poszliśmy zobaczyć dworzec Nyugati. Zastanawiasz się co ciekawego w dworcu? Osobiście uważam, że w starych dworcach kolejowych jest coś magicznego, ale ten dworzec jest nie tylko stary, ale obfituje również w niezłe ciekawostki. Na przykład taką, że został zaprojektowany przez pracownie Gustava Eiffla. Tak, tego od wieży w Paryżu. Jest tam też najelegantszy na świecie McDonald’s, a Gwen Stefani (dla tych co nie kojarzą, choć myślę, że każdy kiedyś słyszał piosenkę „Don’t Speak” zespołu No Doubt, jest to amerykańska piosenkarka) nagrywała na tym dworcu teledysk do piosenki Early Winter. Tu możesz zobaczyć teledysk.

Dworzec
Dworzec

 

McDonald's
McDonald’s

Z dworca poszliśmy w kierunku Baszty Rybackiej, a po drodze przeszliśmy przez Most Małgorzaty. Jeden z ładniejszych mostów w mieście, zbudowanym w paryskim stylu. Jak widzisz, ten Paryż cały czas nam się jednak tu przeplata. Węgrzy najwidocznie lubili to miasto i próbowali przemycić jego cząstkę do swojej stolicy.

Baszta rybacka, to taki zameczek na wzgórzu, choć tak naprawdę jest to tylko taras widokowy, który również zbudowano z okazji 1000-lecia państwa i nigdy nie pełniło to miejsce żadnej funkcji militarnej.  Do baszty prowadzą schody. Dużo schodów, a więc przygotuj się na tyci wysiłek i zabierz koniecznie ze sobą wodę!

Niedaleko Baszty Rybackiej znajduje się cukiernia „Ruszwurm”. A właściwie kawiarnia, która jest najstarszą kawiarnią w mieście i ma ciekawą i zawiłą historię. Więcej o niej będzie w zestawieniu Top 20 miejsc w Budapeszcie, które niedługo pojawi się na blogu. W tym zestawieniu wymienię wszystkie atrakcje, które warto zobaczyć i będzie też do każdej z nich krótki opis.

Nie chcę, żeby ten wpis był za długi, więc napiszę tylko jeszcze krótko, że z kawiarni poszliśmy zobaczyć Zamek Królewski, który był praktycznie całkowicie zniszczony, a następnie odbudowany. Tego dnia zobaczyliśmy też m.in. drzewo Michaela Jacksona oraz parlament nocą. Chyba najpiękniejszy parlament na świecie. Jest też jednym z największych.

Na dziś to wszystko. Zapraszam do odwiedzenia nas na Insta i Facebooku, a także na asz kanał na YouTube, gdzie znajdziesz już trochę filmów, mam nadzieję, ciekawych.

Pozdrawiam

M.

Baszta
Baszta Rybacka

 

Zamek
Zamek Królewski

 

Michael Jackson
Drzewo Michaela Jacksona
Parlament
Parlament

 

5 Comments

  1. Monika

    Paryżem wschodu to była Warszawa.

    1. Michał Bator

      Ooo tych Paryżów Wschodu było kilka. To dość popularne określenie, nie tylko w stosunku do Warszawy.:)

  2. TOLDOWSKI Jacek

    Z zainteresowaniem przeczytalem Wasze spostrzezenia na temat budapesztu i porownanie tego miasta do Paryza.Faktem jest,ze Paryz od dawna byl uwazany za referencje posrod innych europejskich miast i porownywano do niego rowniez Bukareszt,zakladajac ze zadne z tych miast nie moze w pelni dorownac temu co zawiera w sobie i reprezentuje Paryz.I tu mala uwaga – wspominacie jakoby zabytkowe kamienice w Paryzu byly jednakowe,co oczywiscie nie jest prawda.Te kamienice sa najczesciej rozne,ale tak zbudowane (podobna wysokosc budynkow,czesto ciag balkonow,ktory „przechodzi” z kamienicy na kamienice,detale ozdobne choc rozne,ale tez uzupelniajace sie pomiedzy budynkami,podobne wykonczenie i pokrycie dachow…),aby stworzyc harmonijna calosc wzdluz reprezentacyjnych bulwarow.To wlasnie ten styl nazwany „haussmanien” sprawil,ze te cechy architektury zostaly docenione przez UNESCO.Nie chodzi wiec tutaj o budowanie tych samych kamienic,ale o uzyskanie harmonii urbanistycznej,ktora nie wyklucza roznorodnosci i na tym polega wyjatkowosc Paryza,rowniez w tej dziedzinie.

    1. Michał Bator

      Tak, to fakt. Słowo „jednakowe” nie jest może tutaj najszczęśliwszym doborem. Oczywiście, że kamienice w Paryżu nie są identyczne, ale wszystkie są w jednym stylu i na pierwszy rzut oka wydają się bardzo podobne. To dlatego tak często zdarzało nam się trochę pogubić, bo wydawało nam się, że już byliśmy na danej ulicy, podczas gdy była to zupełnie inna lokalizacja. Dzięki za wyczerpujące wyjaśnienie i na przyszłość postaramy się bardziej ważyć słowa. A tak na marginesie: nawet gdyby kamienice Paryża byłyby jednakowe to i tak byłoby to nasze jedno z ulubionych miast na świecie.;)

  3. TOLDOWSKI Jacek

    Przepraszam,ze Budapeszt „wyskoczyl mi” przed chwila mala litera.Nawiasem mowiac,milo wspominam to miasto z jednej w nim wizyty.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *