Nasz Hongkong [cz.1] – Lot pełen zwrotów akcji.

Jak już Dawid wspominał, nasz lot do Hongkongu nie odbył się bez niespodzianek. Może zacznę od samego początku jak uchachani z walizkami ruszyliśmy pociągiem na lotnisko we Frankfurcie. Pociąg od nas do lotniska jedzie jakieś 30-35 minut, a to nasze uchachanie trwało około piętnastu minut, bo właśnie mniej więcej w połowie drogi przyszło mi powiadomienie, […]

0

Jak już Dawid wspominał, nasz lot do Hongkongu nie odbył się bez niespodzianek. Może zacznę od samego początku jak uchachani z walizkami ruszyliśmy pociągiem na lotnisko we Frankfurcie. Pociąg od nas do lotniska jedzie jakieś 30-35 minut, a to nasze uchachanie trwało około piętnastu minut, bo właśnie mniej więcej w połowie drogi przyszło mi powiadomienie, że nasz lot został przesunięty o trzy godziny. Pomyślałem sobie: „ładnie, to sobie posiedzimy na lotnisku”. Plan więc był taki, że ten czas przeznaczymy na jakiś obiad na lotnisku i jakoś tam nam zleci. Ok, jedziemy przez kolejne pięć minut i nagle kolejna wiadomość: „Flight no. XXXXX status: Cancelled”. Ale jak to?! Przecież wszystko zaplanowane! Przecież Dubaj! Nie zwiedzimy Dubaju!

Pech chciał, że nasz lot był zaplanowany akurat w dzień, w którym zapalił się samolot na lotnisku w Dubaju i od rana wszędzie o tym prawiono. My jednak nie przejęliśmy się tym zbytnio, ponieważ wydarzenie miało miejsce rano, a nasz lot był dopiero wieczorem. Nie mieliśmy pojęcia, że wszystko się tak poprzeciąga w czasie.

Co zrobić, gdy lot zostanie odwołany?

Zwyczajnie poszliśmy za grupką poirytowanych ludzi do okienka obsługiwanego przez linie lotnicze Emirates. Powiem, że całkiem sprawnie poszło, co mnie zdziwiło bo kolejka była całkiem spora, ale wysłali miłego pana w czerwonym kubraczku, który roznosił informatory dla pasażerów i mówił co dalej. Na początek musieliśmy się odprawić, oddać bagaże i odebrać bilety. Od pani przy okienku dowiedzieliśmy się, że nasz lot został przełożony na następny dzień. Z tej okazji dostaliśmy też vouchery na nocleg, kolacje i śniadanie w 4,5 gwiazdkowym hotelu we Frankfurcie. Tak więc, nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło.

Transport do hotelu był zapewniony. Szybkie zameldowanie i pokój na, jeśli dobrze pamiętam, 24 piętrze. Pierwsze wrażenie: WOW. Przepiękny pokój z całkiem sporą łazienką, czysto, pachnąco, no i ten widok z okna! Bajka! Po  zachwyceniu się pokojem, zeszliśmy na dół do baru na kolację. Kucharze zorganizowali bufet dla gości z odwołanego lotu. Wybór był dość spory, więc wyszliśmy najedzeni i zadowoleni. Teraz prysznic i lulu no bo przecież trzeba wstać przed czwartą.

Rano w lobby czekało na nas śniadanie składające się z: croissanta, owoców, jakiś dżemików, muffinek oraz kawy i herbaty. Szybko je spakowaliśmy i po chwili siedzieliśmy w autobusie wiozącym nas na lotnisko. Gdy już byliśmy na miejscu, okazało się, że nasz lot jest opóźniony o kolejne trzy godziny. Nici ze zwiedzania Dubaju. No ale cóż zrobić? Najważniejsze, że polecimy i zdążymy na samolot do Hongkongu.

 

No to lecimy!

Jak widać okienek jest jednak więcej... W oczekiwaniu na lot do HK
Jak widać okienek jest jednak więcej… W oczekiwaniu na lot do HK

Lot był całkiem przyjemny, a Airbus A380 robi wrażenie. Nawet w klasie ekonomicznej. Nie ma mowy o nudzie. Byliśmy tak zachwyceni pokładowym systemem rozrywki (choć czasem się wieszał), że nie wiadomo kiedy znaleźliśmy się nad Dubajem. Mimo burzy piaskowej, która zasłaniała częściowo widok na miasto, był on niesamowity, trochę mroczny, ale ekscytujący.

Dubajskie lotnisko uważane jest za jedno z najbardziej luksusowych i jest jednym z największych lotnisk międzynarodowych świata. Niestety organizacja na lotnisku mnie nie powaliła. Nie wiem czy było to związane z wypadkiem z dnia poprzedniego, czy może generalnie mają tam taki bałagan. W każdym razie mieliśmy jakieś półtorej godziny na przesiadkę, więc myśleliśmy, że spokojnie damy radę. Nic bardziej mylnego! Czekając za tysiącem ludzi w kolejce po kartę pokładową, dopiero po około dwudziestu minutach zauważyliśmy, że na jakieś 10-12 okienek i ten tłum przed nami, postawili tam jedną kobietę w asyście trzech ochroniarzy. No przecież nie ma bata żebyśmy zdążyli! Kazałem więc Dawidowi czekać w kolejce, sam poszedłem szukać innego miejsca, gdzie kolejka byłaby mniejsza. Niestety to całe bieganie po lotnisku było na marne.

Zrezygnowany podszedłem do pracownika lotniska, który jak się okazało, pochodził z Wielkiej Brytanii. Powiedziałem mu o sytuacji i o tym, że niedługo nasz samolot odleci bez nas. Ten przesympatyczny pan w żółtej kamizelce odpowiedział żebym się nie przejmował i zaprowadził nas do jakiegoś „kierownika”. Tak naprawdę do dziś nie wiem kim był ten człowiek, ale jakby nie było miał swoje biuro w którym praktycznie nie było kolejki i również kazał się nie przejmować i powiedział, że to załatwi. Poprosił abyśmy chwilę poczekali bo obsługiwał jeszcze jedną panią, której lot był odwołany i czekała na vouchery do hotelu. Ta niezadowolona kobieta zaczęła mu marudzić i narzekać, a czas leciał. Tik tak, tik tak. No przecież zostało nam jeszcze tylko trzydzieści minut! Nie zdążymy!

Niespodzianka. Bilety na lot klasą biznes
Niespodzianka. Bilety na lot klasą biznes

W końcu uporał się z upierdliwą babą, wziął nasze paszporty i mówi: „Niestety wasze miejsca są już zajęte” (musieli poupychać pasażerów z innych odwołanych lotów do Hongkongu), na to ja, że nie ma opcji, przecież ja mam wykupione miejsca. Pan „kierownik” klika i klika coś w komputerze i po chwili pyta: „Chce pan dziś lecieć czy nie?” Co za pytanie! Oczywiście że chcę! Już byłem tak zestresowany, że w ogóle go nie słuchałem. Wydrukował bilety, włożył je w paszport i oddał życząc miłego lotu. Patrzę na zegarek. Mamy jakieś dwadzieścia minut. Damy radę! Biegniemy więc do bramki, a po drodze Dawid pyta: „O co mu chodziło z tą pierwszą klasą?” Jaką pierwszą klasą? Nie wiedziałem o czym on mówi. „No przecież mówił coś o pierwszej klasie.” Patrzę więc na bilety, a na nich napis „Business Class”. Dawid nie dosłyszał. Patrzę jeszcze raz i oczom moim pięknym nie wierzę! Nie było naszych miejsc, więc dostaliśmy miejsca w klasie biznes! Jak mówiłem, nie ma tego dobrego, co by na  lepsze nie wyszło!

Lot w klasie biznes i Dawid się relaksuje
Lot w klasie biznes. Dawid się relaksuje

Na pokładzie powitała nas szampanem przesympatyczna blondynka. Polka. Pani Natalia (Pozdrawiamy serdecznie śliczną Panią jeśli nas czyta). Jak zobaczyliśmy nasze miejsca to doznaliśmy szoku. Zaczęliśmy sobie robić zdjęcia i jeszcze dostaliśmy upominki, które również wprawiły nas w zachwyt, a inni ludzie patrzyli na nas jak na dziwolągów. Wrażenia niepowtarzalne i niezapomniane. To na pewno. Już same fotele! Chcę taki w domu! Jedzenie bardzo dobre, wino również. Po kolacji podeszła do Dawida pani Natalia i pyta: „Czy życzy pan sobie 'meczress’?” Nie zrozumiał, więc powtórzyła: „’Meczress’, czy życzy pan sobie 'meczress’?” Materac, Dawid. Pyta czy chcesz materac. Myślałem, że posikam się ze śmiechu. Meczress…. No nic. W każdym razie.. ten… no… Fotele rozkładało się na płasko, kładło meczress i wyrko gotowe. Nawet całkiem wygodne do spania, a właściwie to spało się bardzo dobrze, tak dobrze, że doznałem szoku gdy pani Natalia obudziła mnie na śniadanie. Nie wiedziałem co się dzieje. Niedługo po śniadaniu byliśmy już nad Hongkongiem. Lot był cudowny, a widok za oknami jeszcze cudowniejszy. Po tych wszystkich przeżyciach wreszcie dotarliśmy na miejsce! Welcome to Hongkong!

M.

Już niedługo kolejna część, a w niej o tym jak i czym dostać się  z lotniska do miasta oraz nasz pierwszy dzień w Hongkongu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *