Czy da się zwiedzić Dubaj w pięć godzin? Oczywiście że nie!
Jeśli czytaliście nasze posty o Hongkongu, to wiecie, że lecąc tam i z powrotem mieliśmy przesiadkę w Dubaju. W drodze do Hongkongu niestety nie udało nam się zobaczyć tego miasta ze względu na odwołany lot, choć w planie była ośmiogodzinna przerwa w Arabskiej metropolii, ale za to w drodze powrotnej wszystko poszło zgodnie z planem i mieliśmy chwilkę na to, by opuścić lotnisko i udać się do centrum na mały spacer.
Jak już pisałem w poprzednich wpisach, lotnisko w Dubaju nie należy do moich ulubionych. Tym razem, mimo iż wszystko poszło gładko, nie zmieniło to mojego zdania o nim, a to ze względu na dość niemiłą obsługę. Pan który sprawdzał nasze paszporty i dawał nam wizy do Dubaju był bardzo nieuprzejmy i już myślałem, że w ogóle nas nie wpuści, choć przecież nie było powodu. Moje odczucia spotęgowała sytuacja przy stanowisku obok, gdzie dwóch Panów sprawdzających kobietę przyczepiło się do niej z niewiadomych przyczyn i zrobiła się jakaś afera, przez co zabrali kobietę prawdopodobnie na jakąś rewizję.
Nam jednak udało się przejść przez kontrolę bez większych problemów. Wybraliśmy trochę gotówki w automacie na lotnisku i wyszliśmy z budynku szukać taksówki, a tam kolejne zaskoczenie.
Zamieszanie przed lotniskiem
Nagle wokół nas zebrało się kilku kolesi, którzy dość głośno, wręcz krzykiem, próbowali nas namówić na przejazd limuzyną, my jednak wybraliśmy zwykłą taksówkę, bo patrząc na tamte samochody, wydawało nam się, że musiały kosztować majątek, choć wcale nie musiało tak być.
Pan taksówkarz chyba nie zbyt dobrze znał angielski, ale zrozumiał, że chcemy dostać się do Burj Khalifa. Za przejazd zapłaciliśmy około 65AED czyli około 65 złotych za przejazd około 14km. Nie jest źle, ale jakoś super tanio też nie jest. Opłata początkowa to 25 Dirhamów.
Zapytaliśmy kierowcę o jakieś bary, które są otwarte jeszcze o tej godzinie, bo byliśmy około północy na miejscu, a ten powiedział nam, że wysadzi nas przy jakiejś głównej ulicy, przy której jest masa klubów, barów i restauracji, i że na pewno coś tam znajdziemy.
Burj Khalifa
Wysiedliśmy tuż pod Burj Khalifa, czyli największym budynkiem na świecie. Robi niesamowite wrażenie. Jest tak ogromny, że ma się wrażenie iż znika on gdzieś w chmurach i nigdy się nie kończy. Zbyt blisko podejść jednak nie mogliśmy, gdyż zaraz podszedł do nas ochroniarz i powiedział, że to jest wejście do apartamentów i nie możemy iść dalej. Ok. Nie dotknęliśmy, ale widzieliśmy, a więc odhaczone. 🙂
Upalna noc w Dubaju
Zgarnęliśmy też mapę okolicy i postanowiliśmy się przespacerować dookoła budynku główną ulicą, wzdłuż której posadzone były palmy, przyozdobione w świąteczne lampki, choć był sierpień, więc pewnie jest tam tak cały rok.
Zaskoczeniem były chodniki, które wyglądały jak z marmuru. Piękne i wypolerowane odbijały światełka zamontowane na palmach. Mało tego. One były jeszcze myte wtedy mopem. Normalnie jak podłoga w centrum handlowym. Jeden gość zaiwaniał na samochodziku myjącym, a drugi mył zwykłym mopem na kiju przejście dla pieszych. Niesamowite.
Będąc już przy chodnikach, to warto wspomnieć, że nie ma chyba ich w centrum zbyt dużo i ruch pieszy jest trochę utrudniony, o czym dowiedzieliśmy się niedługo potem.
Jak się okazało, przy głównej ulicy były wspomniane przez taksówkarza lokale, ale wszystkie były albo zamknięte, albo właśnie je zamykali. Udało nam się tylko kupić wodę w kiosku na chodniku za 1zł butelka 0,5l.
Owe 0,5l na osobę szybko okazało się być za mało, gdyż nawet w środku nocy było tam 40 stopni. W NOCY! Jednak w porównaniu do Hongkongu, w którym temperatura wynosiła około 33 stopnie, a wilgotność powietrza 99%, to tu i tak było ok, ponieważ wilgotność powietrza była bardzo niska. Było tak sucho, że człowiek nawet się nie spocił, bo wszystko zaraz wyparowało. Suche powietrze najbardziej działało na oczy i nos. Miałem wrażenie jakbym pod powiekami miał papier ścierny. Zupełnie inaczej się tam funkcjonuje.
Prosto z bajki o Alladynie
Doszliśmy do Fontanny Dubajskiej z drugiej strony Burj Khalifa. Jest naprawdę duża. Wygląda jak sztuczne jezioro, a w okół niej niska zabudowa zrobiona jest tak, że wygląda jak żywcem wyjęta z bajki o Alladynie. Niestety na pokazy specjalnie się nie załapaliśmy, bo było już za późno, ale muzyczka nadal wydobywała się z głośników więc i klimat był odpowiedni. Bardzo ładne miejsce, choć myślę, że w dzień wygląda jeszcze lepiej.
Dalej spacerowaliśmy główną ulicą wokół drapacza chmur aż skończył nam się chodnik. I tu problemik. Szliśmy po krawężniku wzdłuż ulicy i co chwilę zatrzymywali się koło nas taksówkarze z zapytaniem czy gdzieś nas nie podrzucić i dziwili się jak im odmawialiśmy, więc chyba takie spacery w tym miejscu nie są normą. Tym bardziej, że podczas całej przebytej przez nas drogi, spotkaliśmy tylko jedną osobę idącą sobie pieszo.
Droga była dość długa, więc i czas nam zleciał dość szybko. Niestety nic więcej nie udało nam się zobaczyć, choć warto wspomnieć jeszcze o wiaduktach zdobionych sztukaterią. Skubani mają rozmach.
Trochę źle zaplanowaliśmy ten nasz krótki pobyt, bo mogliśmy jeszcze spokojnie pojechać w inne miejsce, chociażby Burj Al Arab, jeden z nielicznych siedmiogwiazdkowych hoteli na świecie, ale baliśmy się, że się nie wyrobimy i spóźnimy na samolot do Warszawy, a więc zgarnęliśmy taksówkę i wróciliśmy na lotnisko, płacąc prawie połowę mniej niż za taksę z lotniska do centrum. Dlaczego tak? Nie mam pojęcia.
Także widzicie sami. Pięć godzin to zdecydowanie za mało. Mam nadzieję, że uda nam się tam kiedyś pojechać na dłużej.
Następnym razem napiszę troszkę o Krakowie i koncercie, na którym byliśmy. Było zajebiaszczo!
M.