Nasz Paryż [cz.7] – wspomnienie o Księżnej Dianie

Ostatniego dnia naszego Pobytu nie mieliśmy jakoś spektakularnie zaplanowanego. W zasadzie w ogóle nie mieliśmy nic zaplanowane i zdecydowaliśmy się tylko po śniadaniu, w drodze na lotnisko, jeszcze zobaczyć dwie rzeczy. Najpierw jednak ostatnie, pyszne śniadanko w Paryżu, prysznic, pakowanie i w drogę. Tak jak już wspomniałem w poprzednim poście, ostatniego wieczoru dowiedzieliśmy się, że […]

0

Ostatniego dnia naszego Pobytu nie mieliśmy jakoś spektakularnie zaplanowanego. W zasadzie w ogóle nie mieliśmy nic zaplanowane i zdecydowaliśmy się tylko po śniadaniu, w drodze na lotnisko, jeszcze zobaczyć dwie rzeczy. Najpierw jednak ostatnie, pyszne śniadanko w Paryżu, prysznic, pakowanie i w drogę.

Tak jak już wspomniałem w poprzednim poście, ostatniego wieczoru dowiedzieliśmy się, że dziś jest dwudziesta rocznica śmierci Księżnej Diany. Pomyśleliśmy, że może coś będzie się działo na moście Alma, czyli w miejscu tragicznego wypadku, w którym Diana zginęła 31. sierpnia 1997 roku.

Pojechaliśmy tam metrem i gdy doszliśmy na miejsce, okazało się, że nasze przeczucia się sprawdziły. Po pierwsze było mnóstwo kamer przy pomniku ognia wolności, który ma raczej mało wspólnego ze śmiercią księżnej poza lokalizacją, po drugie, pod pomnikiem były poukładanie zdjęcia, kwiaty i inne ozdoby czy napisy. Spodziewałem się, że będą tam ludzie, którzy będą ją wspominać, ale w życiu nie pomyślałem, że dwadzieścia lat po śmierci Diany, znajdę się w miejscu jej śmierci i zobaczę tam płaczących ludzi. Dwadzieścia lat po śmierci. Dość niecodzienne przeżycie.

Ogień wolności (ze statuy wolności), pod którym ludzie zostawiają kwiaty dla Diany

Postaliśmy tam chwilę obserwując kręcących się ludzi, którzy filmowali i robili zdjęcia, donosili kwiaty i smarkali w jednorazowe chusteczki, a następnie, za namową Dawida, udaliśmy się dalej pieszo. Z wielkimi, ciężkimi walizkami. Bo przecież „niedaleko”.

Szliśmy na 30 Avenue Montaigne, czyli do domu, w którym Christian Dior założył swój dom mody, by go zobaczyć i porównać elewację do tej z muzeum, w którym byliśmy na wystawie prac jego firmy. Faktycznie jest to niedaleko i rzeczywiście wygląda tak jak replika tego domu na wystawie. Nie będę was tu zanudzał architekturą jednego budynku, bo i cóż tu można pisać o domu, który interesuje nielicznych z was. W końcu jesteście tu, by czytać o podróżach, a nie projektantach mody i ich siedzibach. Jeśli się mylę, i takie rzeczy również was interesują, to dajcie znać w komentarzu.

To właśnie tu działa się historia. To między innymi tu wszystko się zaczęło.

Taki krótki spacer od pomnika ognia do domu Diora Dawidowi nie wystarczył i kazał mi iść za nim jakimiś małymi, ciasnymi i krzywo wybrukowanymi uliczkami przez pół Paryża z torbą ważącą dwadzieścia kilogramów. Polecam takie zwiedzanie osobom kochającym sporty ekstremalne.

Minęliśmy Łuk Triumfalny pomyślałem sobie, czy my w ogóle zdążymy i czy nie lepiej podjechać jednak tym metrem dla pewności. Google pokazywało Dawidowi, że spokojnie dojdziemy tam na czas. Więc szliśmy dalej, tylko że Google nie wzięło pod uwagę opóźnienia spowodowanego prowadzeniem naszego czworokołowego przyjaciela, czyli walizki, w związku z czym ledwie zdążyliśmy.

Autobusy na lotnisko Beauvais, z którego mieliśmy samolot do Wrocławia, odjeżdżają z przystanku Beauvais-Paris Airport Shuttle Bus, który zlokalizowany jest przy Boulevard Pershing niedaleko Porte Maillot.

Dojazd na lotnisko trwa około godzinę, a samo lotnisko Beauvais nie jest wielkie, więc łatwo się tam połapać.

Jeśli czytaliście moje wpisy o Portugalii, to wiecie, że mieliśmy pewne przeżycie podczas lotu do Lizbony i od tamtej pory mam problem z lataniem. Czytałem, że gdy boisz się latać, to dobrze jest siedzieć obok kogoś znajomego, my miejsca mieliśmy z daleka od siebie. Czytałem, że gdy boisz się latać, to dobrze jest NIE siedzieć obok osoby, która również boi się latać, a obok mnie siedziała kobieta, która trzęsła się ze strachu. Co gorsza, siedziałem na środku, a z drugiej strony siedział chłopak, który też był spięty. Rewelacja. Potem tylko siedzisz i analizujesz każdy dźwięk, każdy ruch, każdą zmianę poziomu, ciśnienia oraz grymasu na twarzy pani obok. Widziałem, że są miejsca wolne w samolocie i poszedłem sprawdzić, czy może koło Dawida jest jakieś wolne i na moje szczęście było.

Co prawda zmiana lokalizacji nie zmieniła faktu, że nadal znajduję się w tej puszcze, nad którą nie mam kontroli, a więc niewiele to pomogło. Czekałem tylko aż bezpiecznie wylądujemy we Wrocławiu.

Wiem, że to kompletnie bez sensu, ale taki mam uraz i nie jestem w stanie nic na to poradzić. Trzeba więc zacisnąć zęby i przeczekać. Macie pojęcie jaka to ulga, gdy już masz świadomość, że samolot dotyka ziemi i porusza się z niewielką prędkością, tak, że już nie ma możliwości by coś mogło się stać? Już na samą myśl o tym trzęsą mi się ręce.  😀

Wylądowaliśmy w końcu we Wrocku. Pierwszy raz byłem na tym lotnisku i szczerze mówiąc, myślałem, że jest trochę leszy i szybszy z niego dojazd do centrum miasta.  We Wrocławiu spędziliśmy tylko jeden wieczór i noc u znajomych, a już następnego dnia wsiedliśmy w wypożyczony samochód i pojechaliśmy do Gorzowa Wielkopolskiego.

M.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *