Ten dzień rozpoczęliśmy zwiedzaniem starego miasta zaczynając od ulicy Anger. To tam znajduje się deptak, przy którym są wszelakie sklepy, restauracje, ale także ciekawa architektura miasta rozpoczynając od średniowiecznej, przez bauhaus aż do zupełnie nowoczesnej. Można tam zobaczyć tradycyjne domy, które przy wejściu po obydwu stronach mają siedziska ze skrzydełkami nad nimi. Miało to przynosić pomyślność osobom tam siadającym. Dowiedzieliśmy się także, dlaczego niektóre domy mają różnorakie symbole nad drzwiami. Otóż dawno, dawno temu większość ludzi nie potrafiła czytać ani pisać, w związku z czym nie znali także cyfr, a więc numerowanie domów trochę mijałoby się z celem. Zatem aby osoby mogły trafić pod konkretny adres, nadawano domom symbole, jak na przykład złota gwiazda. I tak szukano domu pod „złotą gwiazdą”, a nie na przykład numeru 53.
Katedra
Jak już wspomniałem w poprzednim artykule, który możesz przeczytać tu: Erfurt – miasto ogrodniczych inspiracji [Bundesgartenschau], Plac Katedralny, to główny plac miasta. Ma on powierzchnię około dwóch hektarów. To tam odbywają się jarmarki bożonarodzeniowe i inne ważne wydarzenia. Idąc placem można zauważyć, że w jego północnej części kostka jest nieco inna. Dlaczego tak jest? Otóż dawniej znajdowały się w tym miejscu domy mieszkalne, które zostały zniszczone podczas ataku wojsk pruskich na cytadelę w 1813 roku i dla upamiętnienia tego miejsca, zostawiono na nim wyróżniającą się kostkę brukową.
Tuż przy placu, którego nazwa już to sugeruje, znajduje się katedra Najświętszej Marii Panny oraz zaraz obok niej, kościół św. Sewera. To dość niecodzienne, aby dwie świątynie stały na jednym wzgórzu i to oddalone o dosłownie kilka metrów od siebie.
Do katedry prowadzi siedemdziesiąt schodów i równie niecodzienną rzeczą jak postawiony obok katedry kościół jest wejście do niej. Najczęściej w kościołach wejście główne znajduje się od strony zachodniej, tak, aby prezbiterium z ołtarzem było skierowane na wschód. W przypadku katedry w Erfurcie, wejście zbudowano od północy, a żeby tradycji stało się zadość, postanowiono dobudować przedsionek w kształcie trójkąta, tak, aby drzwi skierowane były w stronę zachodnią oraz północno wschodnią.
Pierwsze wzmianki na temat katedry pojawiają się już w pierwszej połowie XIII wieku. Ciekawe jest to, że witraże, które są w kościele również są bardzo stare, bo pochodzą ze średniowiecza. Równie stary jest słynny dzwon „Gloriosa”, który został odlany w 1497 roku. Aby go zobaczyć, należy wcześniej dokonać rezerwacji. XIV wieczne stalle są również warte uwagi. Przepięknie rzeźbione siedziska, na których żadna figura się nie powtarza, tworzą niepowtarzalny klimat.
Stara Synagoga
Kolejnym istotnym zabytkiem Erfurtu jest „Stara Synagoga”. Zbudowana w XI wieku, jednak na nowo odkryto ją dopiero w latach 90. XX wieku. Wszystko dlatego, że synagoga już od samego początku była „skitrana” między innymi zabudowaniami, ponieważ chrześcijanie nie chcieli oglądać żydowskich świątyń. W połowie XIV wieku w mieście pojawiła się zaraza.
Tak się składa, że żydzi od dawna dbali o higienę, a więc zachorowań wśród żydów było niewiele. Co za tym idzie? Ano jak to wśród ludzi bywa, kogoś winą obarczyć trzeba, więc skoro żydzi nie chorują, to z pewnością są winni zarazy. Oskarżono ich więc o zatrucie wody, a co za tym idzie, kara musi być. Wielu z nich wypędzono z miasta, a jeszcze więcej osób zabito. Synagoga nie była im już potrzeba więc przerobiono ją na coś innego i zapomniano o niej. Swego czasu była też restauracją i właśnie podczas remontu w latach 90. odkryto jej prawdziwe przeznaczenie i tak powstało w tym miejscu muzeum.
Dziś można podziwiać oryginalnie zachowane mury, gotyckie drzwi i rozetę, a także słynny, erfurcki skarb, do którego należy między innymi żydowska obrączka. Na całym świecie są takie tylko dwie. Po jej rozmiarze widać, że panna młoda musiała być bardzo ważną i zamożną osobą.
Most Kramarzy
Chyba najsłynniejszym symbolem Erfurtu jest most Kramarzy. Most ten jest jednym z nielicznych, zabudowanych mostów, i jest najdłuższym mostem tego typu w Europie.
Tak naprawdę idąc jego środkiem można nawet nie zauważyć, że jest to most. Widać to dopiero po wejściu do jednego ze znajdujących się na nim budynków, albo patrząc na niego od strony rzeki. Dawniej po obydwu stronach mostu znajdowały się kościoły, których wieże stanowiły wejście na most. Aby przekroczyć bramę, trzeba było uiścić opłatę, a więc biedni ludzie nie mogli tam wejść. Było to spowodowane tym, że sprzedawano tam bardzo drogie rzeczy, jak na przykład złoto, czy inne kosztowności. Domy, gęsto przylegające do siebie miały tworzyć mur, a rzeka uniemożliwiać przechodzenie przez domy, po dachach zbirom, którzy chcieliby coś ukraść.
Dawniej domów było tu 62, ale że były strasznie wąskie, niektóre połączono ze sobą i teraz jest ich 32. Z kościołów znajdujących się po obu końcach, został tylko ten ze strony wschodniej.
Dziś znajdują się tam małe pracownie artystyczne z rękodziełem. Aby dostać tam lokal, trzeba mieć oryginalny pomysł, który nie będzie się kłócił z przeznaczeniem tego miejsca. Mimo ciekawego pomysłu, nie jest powiedziane, że taki lokal się otrzyma. Trzeba złożyć odpowiednią aplikację i nierzadko bardzo długo czekać, aż jakiś się zwolni. Nic dziwnego. W końcu na tym zabytkowym moście jest świetny punkt, choćby ze względu na olbrzymią ilość kroczących nim każdego dnia turystów.
Klasztor Augustianów
Z miejsc sakralnych na liście mamy również klasztor Augustianów, w którym nauki przyjmował Marcin Luter. Znajduje się tam również wystawa, którą poświęcono właśnie Marcinowi Luterowi. Mieszkał on tam w latach 1505-1511, a następstwem tego była zmiana kościoła i klasztoru na kościół ewangelicki. Dawniej był tam też sierociniec oraz gimnazjum. Można tam też zobaczyć witraże z XIV wieku.
Podobnie jak w wielu innych miejscach w mieście, również tu składowano urzet barwierski. Jest to roślina, z której wytwarzano niebieski barwnik, zanim do Europy trafiło indygo. W mieście można znaleźć wiele domów, które na dachu mają liczne wykusze. Brało to się stąd, że aby urzet mógł stać się barwnikiem, trzeba było go wysuszyć i zalać moczem. Zapach byłby więc nie do zniesienia, a więc aby lepiej się suszyło i za bardzo nie waniało, robiono w dachu wykusze, aby był lepszy przepływ powietrza.
Generalnie roślina ta jest dość niepozorna, bo jest zielona i ma żółte kwiatki. Nie wiadomo jak ktoś wpadł na pomysł, żeby zrobić z niej niebieski barwnik, bo proces tworzenia barwnika jest dość skomplikowany. Jak już mówiłem, urzet trzeba oblać moczem i wysuszyć. Następnie robi się z niego proszek, który wciąż jest zielony, a nie niebieski, jednak po kontakcie z wodą, a następnie z tlenem, zmienia swoją barwę i tak powstaje kolor indygo. To prawdopodobnie stąd wzięło się powiedzenie, że ktoś jest „stink reich”, co w dosłownym tłumaczeniu znaczy „śmierdząco bogaty”. U nas mówi się obrzydliwie bogaty. Po pierwsze dlatego, że produkcja była obrzydliwa i śmierdząca, a po drugie, swego czasu urzet był wart mniej więcej tyle co złoto, a więc producenci barwnika byli bardzo bogatymi ludźmi.
Kunsthalle
Pomijając już świątynie, wybraliśmy się do galerii sztuki, w której z okazji wystawy ogrodniczej BUGA 2021, zrobiono wystawę tematycznie pasującą, a więc motywem przewodnim jest ogrodnictwo. Można tu zobaczyć obrazy z motywem rajskich ogrodów, plany ogrodów różnych epok, fotografie słynnych artystów, rzeźby oraz instalacje wideo, które robią delikatny mętlik w głowie.
Wystawa przedstawia ludzkie pragnienie powrotu do raju. Mówi o tym, że człowiek pragnie natury, oraz że próbuje tę naturę dostosować do swoich potrzeb, tworząc namiastkę raju, z którego nas, według pisma świętego, wygnano.
Kunsthalle znajduje się w samym sercu miasta, przy Fischmarkt, czyli placu, na którym dawniej sprzedawano ryby. Przy tym placu można też zobaczyć przepiękny ratusz i inne spektakularne budynki. Niestety czas nas goni, a więc pędzimy na Andreasstrasse.
Andreasstrasse
To miejsce zrobiło na mnie największe wrażenie, i nie dlatego, że jest takie spektakularne i super (choć właściwie jest super), ale dlatego, że wzbudziło we mnie wiele emocji. Miałem taki moment, że zastanawiałem się, czy na chwilę nie wyjść. Tak bardzo wstrząsnęło mną to co tam zobaczyłem i usłyszałem. Zdecydowanie czuć w tym miejscu ducha tamtych czasów.
No ale co to właściwie jest Andreasstrasse? Otóż jest to kolejne muzeum, które mieliśmy okazję odwiedzić. W tym miejscu dawniej znajdowała się komenda policji oraz areszt. Swoje miejsce miała tu również siedziba Stasi (czyt. Sztazi), czyli Ministerstwo Bezpieczeństwa Narodowego za czasów NRD. Ich zadaniem było dbanie o bezpieczeństwo wewnętrzne państwa, a tak naprawdę wyłapywali oni wszystkich ludzi, którzy sprzeciwiali się panującej władzy. Ludzie, którzy im „podpadli”, byli śledzeni, często stawiano im ultimatum, a jak się nie podporządkowali, to trafiali do aresztu. W większości przypadków były to błachostki.
Za co zatrzymywali ludzi?
Na przykład jeden mężczyzna został aresztowany za stanie na głównym placu w mieście z banerem, że żąda prawa do wyjazdu, bo jak wiadomo, mieszkańcy NRD niespecjalnie mogli ten kraj opuszczać. Druga kobieta została zatrzymana za wysłanie listu do ukochanego z Węgier, z informacją, że nie przyjedzie, bo nie dostała pozwolenia. Teraz pytanie za co ją aresztowali, skoro nic nie zrobiła?
Ano wymyślili taką narrację, jakoby ta kobieta była szpiegiem i wysyłała zaszyfrowane informacja do wroga. Tak było też z innymi. Wymyślano im przestępstwa, za które wielu nich spędziło w areszcie czasem nawet wiele lat. Byli tam bezprawnie przetrzymywani i torturowani. Jest tam pomieszczenie wyciszone w taki sposób, że siedząc w środku, człowiek zaczyna wariować od tej ciszy, którą pochłaniają ściany. Ma się wrażenie, jakby się miało zatkane uszy. Do tego zasłaniali okna, aby więźniowie nie wiedzieli jak długo tam faktycznie są. Nie wolno im było za dnia leżeć na łóżku, czy na podłodze. Musieli siedzieć całymi dniami na krzesłach i byli zmuszani do spania na brzuchu, z głową skierowaną w stronę drzwi. Jak się stoi w takiej celi, to ma się ciarki na plecach słysząc te wszystkie historie.
W muzeum można zobaczyć piętro z celami dla mężczyzn i kobiet. Poznać historie ofiar, zobaczyć filmy, samodzielnie odkrywać historię prześladowanych osób, bo oczywiście w tym muzeum również wiele rzeczy można dotykać i eksplorować na własną rękę.
Erfurt poleca się na wycieczkę
I choć wizytę w Erfurcie zakończyliśmy dość smutną atrakcją, to zdecydowanie jest to miasto, które nas oczarowało. Zachwyciło nas swoją cudowną, średniowieczną starówką, niesamowitymi atrakcjami, wspaniałymi ludźmi, których mieliśmy okazję poznać, a także fantastycznym jedzeniem.
Wystawa ogrodnicza trwa do 10 października 2021 roku, a więc masz szanse jeszcze ją zobaczyć. Później część atrakcji będzie zdemontowana, jednak nie umniejszy to w żadnym stopniu urokowi Erfurtu. Pamiętaj o przejściu przez zabytkowy most Kramarzy, o zjedzeniu klusek i turyńskiej kiełbasy (koniecznie z musztardą) oraz o zrobieniu pamiątkowego zdjęcia z widokiem na katedrę ze wzgórza Petersberg. Erfurt z całą pewnością cię oczaruje!
M.