Ostatnio w moje ręce trafiła książka „Jak nakarmić dyktatora”, Witolda Szabłowskiego, która łączy w sobie opowieści o tyranii, o losach ludzi pracujących dla największych zbrodniarzy świata, o kulinariach, i również o podróżach, ponieważ każda historia miała miejsce w innym kraju na różnych kontynentach. Podróże i kulinaria to coś co uwielbiam, a więc idealna książka dla mnie. Od początku wiedziałem, że książka będzie ciekawa. Nie spodziewałem się jednak, że będzie tak dobra!
Witold Szabłowski, poświęciła na napisanie tej książki cztery lata swojego życia i przejechał w tym czasie cztery kontynenty, by odnaleźć ludzi, którzy byli najbliżej dyktatorów. Tymi ludźmi byli ich kucharze. Szabłowski przeprowadził z nimi wielogodzinne rozmowy, by pokazać nam, jak to wszystko wyglądało od kuchni. Dosłownie.
W książce opisane są historie: Abu Aliego, kucharza Saddama Husajna, Otonde Odery, kucharza Idiego Amina, anonimowego pana K., kucharza Envera Hodży, Floresa i Erasma, dwóch kucharzy Fidela Castro oraz historia uroczej pani Yong Moeun, kucharki Pol Pota z Kambodży.
Z ich opowieści dowiadujemy się jacy byli dyktatorzy, jak się zachowywali w różnych sytuacjach, co lubili, a czego nie lubili jeść, jakich ludzi sobie cenili, a jakimi gardzili. Czytamy mrożące krew w żyłach historie, w które aż trudno uwierzyć, że mogły naprawdę się wydarzyć. W czasach, gdy ludzie w krajach rządzonych przez dyktatorów nie mieli co jeść, stoły przywódców były pełne homarów i innych rarytasów.
Większość bohaterów żyło pod ogromną presją i ze świadomością tego, że gdy przyrządzą swojemu władcy niesmaczny posiłek, może to kosztować nawet czyjeś życie. Wszyscy doskonale wiemy, że głodny człowiek, to zły człowiek. W ich przypadkach wściekły i nieobliczalny.
Dlaczego napisałem większość? Ponieważ nie wszyscy kucharze widzieli na własne oczy przestępstwa swoich szefów, a że znali ich tylko z tej „dobrej” strony, nie kojarzyli całego zła, które działo się dookoła właśnie z nimi. Dla nich byli to porządni ludzie, którzy bezpodstawnie byli obsmarowywani przez społeczeństwo. Zapewne niektórzy z nich wciąż bali się powiedzieć złe słowo o swoim przywódcy nawet dziś, ale wciąż są ludzie, którzy wierzą szczerze w ich niewinność. Skąd się to bierze? Zastanawiam się jak, mimo wszystkich dowodów i opowieści, można wypierać te fakty z siebie, tylko dlatego, że dla nas był miły.
Są też ci, którzy na własne oczy widzieli rozlewaną krew. Panicznie bali się zrobić cokolwiek, co rozjuszy ich „władców” i spowoduje, że taki sam los spotka ich samych, a nawet ich najbliższych.
Najbardziej wstrząsnęła mną historia z Kambodży. Przyznam się wam, że w pewnym momencie się rozpłakałem. Przerażające jest to, jak ludzie musieli walczyć o przetrwanie łapiąc po kryjomu szczury, bo nie mieli co jeść, wiedząc, że gdy zostaną na tym przyłapani, mogą stracić życie. Za zjedzenie szczura z pola! Byli rozdzielani od rodzin, a większość z nich nigdy nie spotkała się ponownie. Patrzyli na śmierć bliskich.
Mówi się, że do gotowania potrzeba miłości, bo gdy jej nie ma, to czuje się to w potrawach. Ciekaw jestem, skąd tę miłość brali kucharze, gdy za ścianą słyszeli strzały, krzyki i plany kolejnych zbrodni?