Colmar – kraina szczęścia?

Colmar. Wróciłem się, żeby nasypać sobie całą garść białej czekolady, czym rozbawiłem tą samą panią z recepcji, która kazała mnie pilnować.

0

Do Colmaru we Francji wybieraliśmy się od dawna. Jest to jednak dość spory kawałek od nas i żeby pojechać do tego bajkowego miasteczka na jeden dzień, potrzeba by około sześciu godzin spędzonych w aucie. W długi majowy weekend postanowiliśmy odwiedzić mamę Michała, która mieszka we Freiburgu. A że z Freiburga do Colmaru jest już tylko niecała godzina jazdy, w końcu dotarliśmy i tam.

Colmar podobno znajduje się w piętnastce najlepszych do życia miast w Europie do 50 tysięcy mieszkańców. W rankingu tym brano pod uwagę nie tylko samą urodę miasta, ale przede wszystkim koszty życia. I to fakt, ceny w tutejszych restauracjach są na pewno niższe niż w Paryżu, czy pobliskim Strasburgu. Musieliśmy jednak dość długo czekać, aby się o tym przekonać na własnej skórze. Ale o tym później. 

Konewki i precle na kamieniczkach

Pierwszym, co uderzyło nas po przyjeździe, było to, na jak jaskrawe kolory pomalowane są domy w Colmarze. Rzeczywiście stara część miasta przypomina nieco scenerię kolorowych bajek. Dodatkowo wiele domów jest przyozdobionych sztucznymi kwiatami, lub innymi dekoracjami. Czasem dość osobliwymi, jak na przykład konewki, drewniane precle, czy bagietki na okiennicach. Obok stałych dekoracji były jeszcze te związane z Wielkanocą i wiosną, bo pomimo że byliśmy w maju, to nadal jeszcze wszędzie wisiały. Niektórym wszystkie te drewniane koguciki, motylki, czy kolorowe jajka mogły by się wydać nieco kiczowate. No cóż… w końcu jest wiosna i należy się z tego cieszyć na różne kolorowe sposoby.

kolorowe kamieniczki
Na fasadach kamieniczek w Colmarze można się spodziewać absolutnie wszystkiego: od wypieków, przez konewki, motyle, kanki do mleka, po formy do babek. Jeśli chodzi o te ostatnie, to drożdżowe są typowym wypiekiem dla Alzacji.

Trzeba chronić wodę przed słońcem?

Niech was nie zwiedzie wielkość Colmaru. Miasteczko odwiedzają tabuny turystów z całego świata, a główne ulice, zwłaszcza w weekendy, przypominają arterie Paryża, czy innego wielkiego miasta. Przez sam środek starówki przepływa strumyk o wdzięcznej nazwie Le Logelbach (wszystkie nazwy w Colmarze przypominają troche niemieckie). W niektórych miejscach jest tak płytki, że woda sięgałaby każdemu do kostek, ale mimo to dostarcza miłego chłodku. Strumyk jak to strumyk. Zadziwił nas jednak fakt, że co kawałek stały w nim, dokładnie na środku nurtu, kolorowe, ogrodowe parasole. No cóż, pozostanie to tajemnicą, bo nie znalazłem żadnej informacji o funkcji tych kolorowych parasolek. Może to jakiś nowy trend po parasolkach nad ulicami, które rozprzestrzeniły się po całym świecie. Teraz byle mieścina chce mieć taką konstrukcję nad głównym deptakiem.

Colmar Wielkanoc
Istna feria wiosenno-wielkanocna zamieniła centrum miasta w jeden wielki kolorowy misz masz.
zając Colmar
Szczyt wielkanocno-wiosennego kiczu czyli wylegujące się w hamakach wełniane zające. W tle katedra w Colmarze.
kolorowe parasolki
Parasolki w strumieniu. Było ich znacznie więcej i jestem bardzo ciekawy, czy pełnią funkcję wyłącznie dekoracyjną. Ktoś wie coś na ten temat?

Na malutkim ryneczku, który był jeszcze mniejszy niż zazwyczaj, przez stojące wszędzie budki wiosennego kiermaszu, stoi fontanna z panem Schwendi (ponownie niemiecko brzmiąca nazwa), na szczycie. Schwendi swego czasu uczestniczył w udanej kampanii wojennej na Węgrzech, za co otrzymał dwa zamki, znajdujące się nieopodal Colmaru. Trzyma on w ręku kiść winogron z rodzaju Pinot Gris. To dokładnie ten sam rodzaj winogron, z których produkuje się węgierskie wino Tokaj. Jeszcze do 2007 roku miejscowi winiarze mogli oznaczać swoje wina nazwą Tokaj. Obecnie jest ona już zastrzeżona wyłącznie dla węgierskich win. 

Colmar wiosenny kiermasz
Michał przy fontannie w wiosennym nastroju. Nawet ta nie uchroniła się przed kolorową nawałnicą.
kolorowe fasady w Colmarze
Charakterystyczną cechą domów w Colmarze są kolorowe fasady, które nadają mieście bajkowa atmosferę.
podwórko w Colmarze
Niektóre z podwórek w Colmarze kryją takie cuda. Na poddaszu widać dawną instalację służącą do transportu towarów.

Rozpijanie nieletnich

Schwendi spogląda ze swojej fontanny na coś, co dziś byśmy określili urzędem celnym. To średniowieczny Ancienne Doudane, nazywany również Koïfhus. Składowano tutaj różne towary, a także handlowano świecami i łojem. Na piętrze przez jakiś czas zbierała się rada miejska, ponieważ budynek pełnił też krótko funkcję ratusza. W środku akurat odbywały się targi rękodzieła i trzeba przyznać, że biżuteria, mniejsze meble, czy inne bibeloty były naprawdę piękne. 

Koifhus w Colmarze
Fragment Koifhus w wielkanocnej odsłonie.

Kojarzycie figurkę chłopca Manneken Piss, która jest symbolem Brukseli? Colmar również ma swojego sikającego chłopca, który znajduje się rzut beretem od rynku. Jest to jednak boczna uliczka i wydaje się, że niewielu turystów ma o niej pojęcie. Byliśmy jedynymi osobami, które przy niej stały, pomimo tłumów ludzi w najbliższej okolicy. Tak jak w Brukseli i tutaj chłopca  ubiera się również w różne odjechane ciuszki. Aktualnie miał na sobie jaskrawą bluzę, modną czapkę, a obok ktoś postawił mu butelkę piwa. Chociaż może był to i sok, bo przecież nie wolno rozpijać nieletnich. ?

Manneken pis w Colmarze
Manneken pis we francuskim wydaniu. Outfitu nie powstydziłby się żaden szanujący się influencer.

Po czternastej będziesz głodny

Niedaleko Manneken Piss stoi najbardziej znany i okazały dom w całym Colmarze, czyli Maison Pfister. Mieszkał w nim bogaty kupiec, a budynek bardziej przypomina mały zamek z wysoką wieżą, niż śródmiejską kamienicę. Największe wrażenie robią w nim ogromne malowidła, które przedstawiają min. niemieckich cesarzy i biblijne sceny. To obowiązkowy punkt spaceru po Colmarze, ale zrobienie zdjęcia bez tłumu wokół, jest praktycznie niemożliwe. No może o szóstej rano. 

Wspominałem już wcześniej, że w restauracjach w Colmarze jest taniej, niż w innych, większych miastach Francji. Przekonaliśmy się o tym jednak po długim wyczekiwaniu. Tak to jest kiedy zawita się tutaj wczesnym popołudniem. Znalezienie otwartej restauracji w tym czasie graniczy z cudem, bo większość lokali otwiera się dopiero o 18-stej, lub jeszcze później. Te które pozostają otwarte, najczęściej nie mają ciepłej kuchni. Do garstki pozostałych, które działają bez przerwy, przez cały dzień, trzeba czekać w dłuuuuugich kolejkach. No więc ustawiliśmy się w jednej z takich kolejek. Przed nami było może z 15 osób, ale szło dość sprawnie, bo restauracja tuż obok ryneczku (właściwie ten plac nie nazywany jest rynkiem tylko placem Ancienne Douannne) miała dość sporo stolików. 

Maison Pfister Colmar
Maison Pfister

Bo mielone we Francji je się BEZ przypraw

Jedzenie było dość przeciętne, no ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. Byliśmy już tak głodni, że podczas szukania otwartej restauracji pojawiały się nawet pomysły, żeby zjeść pizzę. Tymczasem zjedliśmy po steku haiche. To właściwie kotlety mielone, ale pozbawione panierki i wszelkich przypraw. Pewnie ktoś, kto zajada taką francuską specjalność od dziecka, mógłby stwierdzić że to dobry obiad. Naszym polskim językom brakowało jednak przypraw i chrupiącej panierki. Dodatkowo mięso było raczej kiepskawej jakości. No ale czego się można spodziewać po restauracji, która nastawiona jest głównie na turystów. Przecież żaden szanujący się Francuz nie będzie jadł obiadu pomiędzy południem, a conajmniej 17-stą.

Na przystawkę miałem jednak mój francuski przysmak, czyli ślimaki i te niezmiennie mnie nie zawiodły. A i frytki były całkiem, więc nie był to obiad zupełnie do bani. Gdybym jednak miał odwiedzić Colmar jeszcze raz, to wybrałbym się nieco wcześniej, tak, żeby załapać się na jeszcze otwarte restauracje w porze lunchu, czyli maksymalnie do 13-stej. Wtedy też można liczyć na dużo tańszy obiad ramach tzw. en formule. To trzy lub dwa dania zestawie, bez możliwości wyboru, w dużo niższej , niż popołudniowa, lub wieczorna, cenie. 

ślimaki Colmar
Moje ulubione danie w Alzacji czyli niezmiennie pyszne ślimaki. W naszej grupie jestem jedynym ich amatorem. Ślimaki po alzacku czyli zapiekane z masłem pietruszkowe-czosnkowym nie różnią się niczym od ślimaków po burgundzku. Myślę, że nie zasnęlibyście dziś bez tej cennej informacji. 😉

Czekoladowe jesz ile chcesz

Byliśmy tak syci po obiedzie, że wylądowaliśmy zaraz potem w muzeum czekolady. To bardzo fajne, interaktywne miejsce, które pokazuje w jaki sposób czekolada dotarła w ogóle do Francji, jak się ją produkuje i w ogóle wszystkie tajniki z nią związane. Dziwnym trafem, w drodze do muzeum, zgubiłem naszą grupę. Kiedy już w końcu ją odnalazłem, okazało się, że wszyscy czekają na mnie już w muzealnej recepcji. Pani z muzeum ostrzegła pozostałych żeby mnie pilnowali, bo znów mogę się zgubić. 

Wiadomo, że kiedy idzie się do muzeum czekolady, kulminacyjnym punktem jest jej degustacja. No i tak też było w tym wypadku. Do wyboru były różne jej różne rodzaje, znajdujące się w długich, szklanych tubach. Na dole było pokrętło, dzięki któremu można było nasypać sobie do ręki tyle czekoladowych krążków ile się chce. Dawno już nie zjadłem tyle czekolady! Przy wyjściu jeszcze wróciłem się, żeby nasypać sobie całą garść białej czekolady na dalszą drogę, czym rozbawiłem tą samą panią z recepcji, która kazała mnie pilnować. Przypuszczam jednak, że jest przyzwyczajona do takich widoków. 

Naprzeciwko wejścia do muzeum czekolady jest z kolei wejście do muzeum wina. Nie wiem, czy tam też można pić wino bez ograniczeń, ale byłoby to idealnym rozwiązaniem, połączyć te dwa przybytki za jednym razem. Byłoby coś do picia i zagrycha. Niestety muzeum było akurat zamknięte, ale to ciekawa propozycja na następna wizytę w Colmarze. 

czekoladowa statua wolności
W muzeum nie mogło zabraknąć czekoladowej statuy wolności. Dlaczego? O tym za chwilę.
muzeum czekolady w Colmarze
W muzeum czekolady odbywają się również warsztaty kulinarne. To musi być niebo na ziemi.

Zdradliwe sery

I to by było na tyle z Colmaru. Ale zaraz? Jak to? Wrócić do domu z Francji bez sera? Nie, no, takiej gafy nie mogliśmy popełnić. Po drodze jednak do jednego z serowych królestw, zawitaliśmy po raz setny chyba do sklepu z bożonarodzeniowymi dekoracjami. Szczerze to myśleliśmy, że tego typu całoroczne sklepy są tylko w Niemczech, a tu proszę. Są i we Francji i w niczym nie ustępują swoim niemieckim odpowiednikom. Jak zwykle, to znaczy prawie zwykle, nic nie kupiliśmy. W końcu ile można wieszać bombek na raptem nieco ponad metrowej choince. Jednak i i tym razem achom i ochom nie było końca, bo przecież niektóre z tych świątecznych bibelotów to istne dzieła sztuki i chciałoby się je wszystkie zabrać do domu.

Wróćmy jednak do serów. Pomimo że było święto i wolny dzień od pracy, przy kilku ulicach w centrum Colmaru były otwarte Fromagerie, czyli serowe delikatesy. Jedno z takich miejsc przyciągnęło nas wielką krową w witrynie, a jak już weszliśmy do środka wpadliśmy po uszy.

sklep bożonarodzeniowy Colmar
Święta przez cały rok. A może jednak coś kupić, chociaż drobnostkę?

Uwaga na uroczego pana z Fromagerie „Le goût du terroir”

Od razu dopadł nas przesympatyczny chłopak i zaczął dawać do spróbowania coraz to smaczniejszych serów. Przy każdym serze ceny były podane za 100 gramów, wiec nie wydawały się jakoś odstraszające. No i tak po kawałeczku gromadziliśmy nasz serwy zapasik, który szybko urósł do półtora kilograma. Kiedy przy kasie okazało się, że kupiliśmy sera za 120 euro o mało co nie dostaliśmy zawału. W sumie to ceny tych serów nie były jakieś bardzo wysokie. Kiedy jednak wychodzi się ze sklepu z takim ciężarem, trzeba się liczyć z pokaźnym rachunkiem. Najlepsze jest to, że nie byliśmy potem w stanie zjeść takich ilości i część tych pyszności (niewielka, ale zawsze) wylądowała w koszu, nad czym do dziś bardzo ubolewamy. Tak więc nie dajcie się zwieść boskim zapachom i smakom francuskich serów, bo może to mieć poważne konsekwencje. 

Już po fakcie poczytaliśmy informacje o tym przybytku w internecie. Nie były zbyt pochlebne, przede wszystkim ze względu na wysokie ceny i personel, który naciska klientów na wysoką sprzedaż. Nie możemy potwierdzić tych informacji, bo sami byśmy nakręciliśmy tą wysoką sprzedaż, nawet bez pomocy sympatycznego sprzedawcy. A sery były totalnie przepyszne, chociaż doskonale wiemy, że w zwykłym markecie zapłacilibyśmy za nie dużo mniej.

francuski ser
To ta krowa i obowiązek kupienia króla miejscowych serów, Munstera, wywiodły nas na serowe manowce. Te wielkie krążki sera na półkach nie są prawdziwe.

Statua wolności ulubionym motywem miast we Francji

Wyjeżdżając z Colmaru zahaczyliśmy jeszcze o statuę wolności. Tak, tak, to nie błąd w tekście i nie znaleźliśmy się przypadkiem na Liberty Island. Skąd akurat w Colmarze ta statua? Otóż autor tej nowojorskiej pochodził właśnie z Colmaru i na jego cześć postawiono na środku ronda dokładną replikę rzeźby zza oceanu. Jej lokalizacja jest dość dziwna, bo znajduje się na skraju miasta, a wokół są różne markety i magazyny. Dość mało eksponowane miejsce. Włodarzom przyświecała jednak idea, żeby witała wjeżdżających do Colmaru tak, jak jej nieco większa siostra witała emigrantów, przybywających do Ameryki.

Colmar nie jest jakimś wyjątkiem ze swoją statuą wolności na mapie Francji. Wiele miast chciało mieć u siebie kopię rzeźby, w tym również Paryż (przeczytasz o tym TUTAJ). Ta z Colmaru jest jednak jedną z największych i najbardziej okazałych, w całej Francji. Tak więc jeśli chcecie poczuć się przez chwilę jak w Nowym Jorku, to Colmar jak najbardziej się do tego nadaje.

statua wolności w Colmarze
Pogilać statuę w duży palec u nogi. Bezcenne. Polecam Dawid Owczarzak.

Jak zawsze w takich przypadkach, ze względu na zbyt mało czasu, czujemy pewien niedosyt w związku z Colmarem. Tak naprawdę liznęliśmy tylko jego atmosfery. W dodatku nie były to normalne warunki ze względu na świąteczny dzień, więc nie widzieliśmy, tak naprawdę, jak wygląda codzienne życie. Nie było również czasu na jedną z największych atrakcji miasta czyli rejs gondolą wśród bajkowych kamieniczek. Dlatego mamy bardzo ważny powód, by zawitać tam raz jeszcze. 

gondole w małej Wenecji w Colmarze
Wenecja w Colmarze. Rejsy gondolami odbywają się od marca do października i kosztują 6,50 euro od osoby, poza lipcem, kiedy ich cena wzrasta o 50 centów.
hala targowa Colmar
Hala targowa Le Marché Couvert oczywiście była zamknięta i to kolejny poważny powód by zawitać tutaj ponownie. Myślę, że ceny serów będą tutaj zdecydowanie niższe niż w sieciówkowej Fromagerie. Budynek pochodzi z 1865 roku i od samego początku pełni niezmiennie tę samą funkcję.
centrum Colmaru
Centrum Colmaru przechodzi aktualnie wielką metamorfozę. Ma ona za zadanie oddanie głównych ulic i placów pieszym. Wywołało to wielkie opór miejscowych przedsiębiorców, którzy obawiali się znacznego spadku obrotów, ale jak pokazało testowe wyłączanie ulic z ruchu, nic takiego się nie stało.
Colmar deptak
Na głównej ulicy Colmaru można spotkać takie przenośne sygnalizacje świetlne. Aktualnie centrum miasta przechodzi wielka transformację, która ma wyrzucić auta z wielu ulic, lub uspokoić ruch na niektórych, zamieniając je w deptaki w określone dni tygodnia.
Colmar sztuka
Znane nam z wielu francuskich miast, kafelkowe mini dzieła, pojawiają się również w Colmarze. Być może i tego autorem jest Invader, który inspiruje się grafiką 8-bitowych, starych gier komputerowych. Nie jest to takie oczywiste, bo obecnie pojawia się coraz więcej jego naśladowców. W Colmarze to jedyny obrazek tego typu, na jaki trafiliśmy. W Paryżu można je spotkać praktycznie na każdym kroku.

Colmar: tu sie robi biznesy

I na koniec nieco bardziej współczesne oblicze Colmaru, Square de la Montagne Verte. Jak dla mnie nowy park jest nieco zbyt zabetonowany. Chociaż konstrukcja do mini wspinaczek robi naprawdę duże wrażenie. Takie miejsca jak to pokazują, że Colmar to nie miasto wydmuszka, wyłącznie atrakcja z kolorowymi domkami dla turystów. Colmar to również miasto kongresów, konferencji i silnego, lokalnego biznesu. Miasto obsługują 23 linie szybkiej kolei TGV, które umożliwiają 19 połączeń dziennie z Paryżem. Aglomeracja natomiast zajmuje drugie miejsce we Francji pod względem atrakcyjności biznesowej. Napis przy wejściu do parku Montagne Verte brzmi: A gdybyśmy tak stworzyli krainę szczęścia? No i Colmar według rankingów jest trochę taką krainą szczęścia, wyraźnie przodując wśród wszystkich francuskich miast.

współczesne oblicze Colmaru
Square de la Montagne Verte

Bo Grand Est jest po prostu super!

Grand Est jest super!

A jeśli chcecie się przekonać dlaczego warto odwiedzić również inne miasta regionu Grand Est to zachęcamy do poczytania o Metz, Nancy, Wissemburgu i Strasburgu

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *