Bonn – rodzynki, kawałek Ameryki i hawajskie gwiazdki [cz.1]

Takiego muzeum, w którym bardziej lekkie i cięższe tematy byłyby przedstawiane w tak przystępny i ciekawy sposób jeszcze nie widziałem.

0

Przyznam się szczerze, że do tej pory moja wiedza o Bonn była właściwie znikoma. Poza tym ,że jak każdy, wiedziałem, że to była stolica Niemiec, nic innego nie przychodziło mi do głowy, co mogłoby kojarzyć mi się z tym miastem. Tak więc jechałem do Bonn bez żadnych uprzedzeń, ani też żadnych oczekiwań. Totalnie „biała kartka”, która już wkrótce miała się zapełnić pierwszymi i następnymi wrażeniami. Na wstępie warto wspomnieć o tym, że Bonn zostało stolicą przez przypadek. Po wojnie do rywalizacji o tytuł stolicy zachodnich Niemiec stanęły cztery miasta: Frankfurt nad Menem, Kassel, Stuttgart i nasze Bonn.

Z wyścigu najpierw odpadło Kassel, ze względu na zbyt małą odległość od granicy z DDR i zbyt duże wojenne zniszczenia. Po nim odpadł Stuttgart ze względu na finansowe problemy. Na placu boju pozostał Frankfurt i Bonn. Do samego końca wydawało się, że to jednak dużo większy Frankfurt zostanie stolicą. Burmistrz miasta przygotował już nawet na tę okazję przemówienie z podziękowaniami. Ogłoszono również gdzie planowana jest dzielnica rządowa we Frankfurcie, a nawet rozpoczęto budowę sali plenarnej. W końcu, w trakcie głosowania 3 listopada 1949 roku Frankfurt przegrał z Bonn. Stosunek głosów wynosił jednak tylko 176 do 200. Tym co ostatecznie zadecydowało o porażce była zbyt mała liczba mieszkań i biur we Frankfurcie ze względu na duże zniszczenia wojenne. Bonn o wiele lepiej przetrwało wojnę, poza tym miało ogromne zasoby lokalowe po opuszczeniu garnizonu wojskowego przez belgijski korpus.

Szukasz kogoś? Zostaw kartkę.

Naszą przygodę z Bonn zaczęliśmy od muzeum Haus der Geschichte von Bundesrepublik Deutschland (Dom Historii Republiki Federalnej Niemiec). Był to strzał w dziesiątkę. Nie tylko ze względu na kiepską pogodę, ale przede wszystkim z powodu tego, że to arcy ciekawe miejsce. Już od dawna żadne muzeum tak mnie nie zafascynowało. Nie znajdziemy tutaj prehistorycznych kamieni, pierwotnych ludów, średniowiecznych broni, czy opisów działań wojennych. Historia w tym muzeum zaczyna się dopiero w 1945 roku, a więc tuż po Drugiej Wojnie Światowej. Wystawa dotycząca wyłącznie Niemiec chronologicznie prowadzi nas aż do czasów zupełnie współczesnych.

Na początku widzimy mnóstwo kartek. Nie są to jednak zwykłe kawałki papieru. Tuż po zakończeniu działań wojennych pełniły one niesamowicie ważną rolę. Pozwalały na odnajdywanie, zaginionych podczas wojny ludzi, wśród nich wielu dzieci. Początkowo zostawiano je na murach wypalonych kamienic, lub na prowizorycznych tablicach. Jak to w Niemczech bywa, „Ordnung muss sein”, więc wkrótce dane umieszczane na kartkach zaczęto katalogować i tak powstała, unikatowa na skalę światową kartoteka, do której każdy miał dostęp w placówkach Czerwonego Krzyża. Dzięki temu rodzice odnajdywali swoje dzieci, mężowie żony, lub bracia siostry. Na wystawie można zobaczyć oryginalne pudełka, w których alfabetycznie widnieją zaginione osoby. Część z nich odnalazła się zaraz po wojnie. Jednak nie zawsze tak było, a czasem poszukiwania trwały kilkadziesiąt lat. Kartoteka istnieje do dzisiaj w Monachium i w swoim zbiorze posiada dane 53 milionów osób.

Rodzynki z nieba

W kolejnych salach widzimy pierwsze powojenne lata. Oryginalne odbiorniki radiowe, czy na przykład wnętrze samolotu transportowego. To właśnie ta maszyna, sprowadzona specjalnie w tym celu z Hiszpanii, zaopatrywała Belin Zachodni podczas blokady w 1948 roku. Zrzucała, podobnie jak wiele innych, produkty pierwszej potrzeby dla odciętych oś świata mieszkańców stolicy. Był to logistyczny majstersztyk. Samoloty lądowały co 1 minutę, dostarczając codziennie pięć ton żywności i innych potrzebnych rzeczy, na przykład węgla do ogrzewania mieszkań. Wkrótce dzieci zaczęły pieszczotliwie nazywać samoloty „Rosinenbomber” czyli rodzynkowymi bombowcami, bo jeden z amerykańskich pilotów wpadł na pomysł, aby zrzucać dzieciom słodycze. Z czasem pozostali wzięli z niego przykład. Berlin został zasypany nie tylko rodzynkami, ale dwudziestoma trzema tonami różnych słodkości.

samolot transportowy
Oryginalne wnętrze samolotu transportowego

Następne pomieszczenia ukazują powojenny boom gospodarczy zachodnich Niemiec i wiele opakowań produktów, które przetrwały do dzisiaj, na przykład krem Nivea, przyprawy Maggi, czy torebki z budyniem Doktora Oetkera. W zaaranżowanej sali plenarnej można wejść na mównicę i poczuć się przez chwilę jak polityk. Tuż obok zobaczyć prawdziwy czołg, który rozganiał demonstracje na ulicach wschodniego Berlina w 1953 roku. Ponad milion ludzi wyszło wtedy na ulice, ponieważ mieli już dość wciąż pogarszających się warunków życia i braku żywności. W odpowiedzi władze wprowadziły stan wyjątkowy, a na ulice wyjechały właśnie takie, jak ten w muzeum, czołgi. Powstanie zostało brutalnie zdławione, co spowodowało jeszcze większy odpływ ludności do zachodnich Niemiec.

Rosyjska kontrola w Bonn

Wystawa pokazuje też nieco weselsze aspekty codziennego życia w Niemczech. W części poświęconej latom 50-tym i 60-tym możemy odwiedzić, utrzymaną w duchu epoki, salę kinową, z okienkiem sprzedaży biletów, włączyć muzykę w prawdziwej szafie grającej, czy usiąść przy ,kompletnie urządzonym, barze. To najbardziej kolorowa część, gdzie widzimy ówczesne trendy w modzie, czy wyposażeniu wnętrz. Jest też kącik poświęcony rewolucji seksualnej z równie kolorowymi, co ubrania wibratorami i prezerwatywami, czy pokazujący różne modele pralek.

Muzeum Bonn
Nie ma Pani w kasie więc do kina można wejść za darmo 😉

Tuż przed częścią o lotach kosmicznych jest jeden z najcenniejszych eksponatów w całym muzeum. To fragment amerykańskiego poszycia samolotu, który został zestrzelony przez Rosjan, po tym jak naruszył ich przestrzeń powietrzną w czasie zimnej wojny. Jak wiemy Rosjanie lubią sobie przywłaszczać samoloty, które znalazły się na ich terytorium (patrz Smoleńsk). Tak więc i w tym przypadku uznają samolot jako swoją własność, ale zgodzili się na bezterminowe wypożyczenie jego fragmentu muzeum w Bonn. W związku z tym raz do roku przyjeżdża do Niemiec specjalna delegacja, aby skontrolować czy nic złego nie dzieje się z cennym trofeum.

Po kosmicznych wyprawach trafiamy do najbardziej obfotografowanego okazu w muzeum, czyli Volkswagena ogórka. Stoi on w części poświęconej dzieciom kwiatom i posiada oryginalne malowanie i wystrój z lat 60-tych. Ponieważ historia Niemiec i Polski często się ze sobą przeplatały nie mogło zabraknąć też części o wydarzeniach w naszym kraju z 1989 roku. Można tam zobaczyć oryginalny mikrofon z obrad okrągłego stołu, czy wysłuchać samych obrad przez słuchawki.

Polska w Bonn
Polski dział, w środku oryginalny mikrofon z 1989 roku

Dalej pojawia się upadek muru berlińskiego, gdzie obok autentycznych fragmentów muru stoi trabant oraz fragment nadpalonej stali z Wordl Trade Center. Obok niego w gablocie można zobaczyć zwęgloną przepustkę do jednego z wieżowców niemieckiego pracownika, który zginął w trakcie zamachów. Ostatnim eksponatem jest prawdziwa łódź uchodźców z Morza Śródziemnego. Sterta kapoków obok niej robi niesamowite wrażenie i skłania do refleksji.

Ogórek Bonn
Kolorowy ogórek
mur berliński
Trabant przebija mur 😉

Na Angelę przyjdzie czas

Już wkrótce kończy się 16-letnia kadencja Angeli Merkel. Ponieważ kanclerz również miała istotny wpływ na najnowszą historię Niemiec, a obecnie w muzeum poświęcono jej bardzo mało miejsca, już wkrótce zacznie się zmiana ekspozycji. W jej trakcie muzeum będzie zamknięte przez rok. Pokazuje to jak szybko muzeum reaguje na nowe wydarzenia i stara się ukazywać coraz dalszą historię. To karkołomne zadanie jest oczywiście niezwykle trudne. Cała ekspozycja wciąż zajmuje tę samą powierzchnię, a zwiedzanie nie powinno trwać dłużej niż 90 minut. Dlatego każde nowe wydarzenie musi być wkomponowywane w całość, kosztem zmniejszania innych części. Warto pośpieszyć się i jeszcze przez zamknięciem odwiedzić to miejsce. Takiego muzeum, w którym bardziej lekkie i cięższe tematy były by przedstawiane w tak przystępny i ciekawy sposób jeszcze nie widziałem.

Oprócz wystawy stałej co pół roku organizowane są wystawy czasowe. Aktualnie można zobaczyć historię muzyki, gdzie obok Beethovena zobaczymy Eurowizję, czy prawdziwą kurtkę wokalisty Scorpions. Wstęp do obu części jest całkowicie darmowy.

robot bonn
Pani Robot nie była skóra do rozmowy z nami
etc Bonn
Fragment WTC
Kapoki i Łódź
Łódź emigrantów
Scorpions Bonn
Oryginalna kurtka zespołu Scorpions ze specjalnej wystawy, poświęconej muzyce.

Kiedy wyszliśmy z muzeum nadal padało. Na szczęście przystanek naszego autobusu Hop on hop off był tuż obok. Zdążyliśmy jeszcze zrobić sobie mini sesję zdjęciową przy instalacji Circular Appearing. To tak właściwie rzeźba, która zbudowana jest wyłącznie z wody. Pojawiające się i znikające, wydawać by się mogło przypadkowo, ściany z wody, pozwalają nam znaleźć się w środku małych pomieszczeń. Aby się z nich „uwolnić” musimy wykorzystać krótki moment, kiedy jedna ze ścian na chwilę znika. Łatwo się spóźnić i zmoczyć ubranie, ale takim wytrawnym akrobatom jak my udało się wyjść z tej atrakcji za każdym razem całkowicie suchym. Celem duńskiego autora tej specjalnej instalacji było to, aby dorośli znów poczuli się jak bawiące dzieci. Doskonale mu się to udało. Gdyby nie zbliżający się autobus zostalibyśmy tam na pewno dłużej.

woda
To ja, nadal suchy;)

Lecz się miejscową wodą

Autobusy Hop on Hop off jeżdżą już właściwie w każdym, większym mieście na świecie. Nie mogło ich zatem również zabraknąć i w Bonn. Cała trasa zajmuje 120 minut, a bilety kosztują 18 euro dla dorosłych i 5 euro dla dzieci do 14 roku życia. Bilet jest 24 godzinny, więc następnego dnia możemy kontynuować naszą podróż przez miasto tam, gdzie ją przerwaliśmy. Autobus przejeżdża nie tylko obok największych atrakcji centrum Bonn, ale zahacza również o nabrzeże Renu, dzielnicę rządową i Bad Godesberg. Ta ostatnia to dzielnica Bonn mająca status uzdrowiska. Znajdujące się tutaj lecznicze źródła były wykorzystywane już w czasach rzymskich. W połowie 18 stulecia zlecono grupie badaczy z, nota bene, belgijskiego miasta Spa, czy miejscowa woda nadaje się do czegokolwiek. Kiedy zasugerowali oni, że do źródeł miejscowi podłączyli zwykłą wodę, aby było jej więcej, odesłano ich z powrotem dom domu. Sprawa przycichła na kolejne kilkadziesiąt lat.

W końcu miejscowy chemik około 1789 roku odkrył 14 leczniczych źródeł, ale kiedy wybudowano studnię i zaczęto z nich korzystać na szeroką skalę, szybko wyschły. Dwa nowe odwierty uratowały sytuację, ale woda zaczęła przegrywać z inną miejscową rozrywką czyli hazardem. Kiedy tutejsza gmina przejęła terenu od rządu, rozpoczęła się złota era Bad Godesberg. Wybudowano nowe odwierty, dużo niżej od poprzednich, a uzdrowisko cieszyło się renomą w całym kraju. Dziś nadal można tutaj napić się leczniczej wody.

Kawałek Ameryki w Bonn

Kiedy Bonn stało się stolicą zbudowano tutaj mnóstwo ambasad, a w miejscowym budynku Reduty (nazwa ta nie ma nic wspólnego z polskim słowem, oznacza bal kostiumowy) bywała królowa Elżbieta, czy szach Persji . Dzielnicę zaczęto przezywać „miastem dyplomatów”. Jedną z miejscowych knajp natomiast „pokojem” republiki, ponieważ odbywały się w niej nieformalne spotkania różnych polityków i dyplomatów z całego świata. Kiedy przeniesiono tutaj Sojuszniczą Radę Kontroli Niemiec – organ, kontrolujący pokonane Niemcy po Drugiej Wojnie, powstały dwa duże osiedla dla amerykańskich pracowników. Można je oglądać do dzisiaj i wyglądają jak żywcem przeniesione ze Stanów. To prawdziwy kawałek Ameryki w Niemczech. Oprócz niskich bloków, które wyglądają jak z przedmieść jednej z amerykańskich metropolii, znajduje się tu również uroczy malutki kościółek, a pomiędzy budynkami, jak na amerykańską tradycję przystało, znajdują się mega szerokie, betonowe ulice.

Amerykański kościół Bonn
Nie, to nie jest miasteczko gdzieś w Stanach. To kościół w dawnej, amerykańskiej dzielnicy Bonn.

Aż do 1969 roku bad Godesberg było osobnym miastem. Ma to swoje konsekwencje do dzisiaj, ponieważ miejscowi nie mówią o sobie, że są bończykami (dziwnie to brzmi po polsku), ale Godesberger, czyli mieszkańcami Bad Godesberg.

Długi Gienek

Nasz autobus przemknął też przez dzielnicę rządową. Łatwo ja rozpoznać z daleka, bo góruje nad nią Posttower, 160 metrowy wieżowiec. Najwyższy w Niemczech, poza Frankfurtem, jest główną siedzibą niemieckiej poczty. Tuż obok znajduje się siedziba niemieckiej telewizji Deutsche Welle. Długi na 300 metrów budynek to najdroższa niemiecka budowla od Drugiej Wojny Światowej, która pierwotnie mieściła biura deputowanych parlamentu. Biura parlamentarzystów znajdowały się również w wieżowcu „Langer Eugen” z 1969 roku. Mieści on aktualnie 19 różnych Organizacji Narodów Zjednoczonych i znajduje się on pod ochroną konserwatora zabytków. Długi Eugeniusz, bo tak w wolnym tłumaczeniu określa się ten budynek został tak przezwany od imienia przewodniczącego Bundestagu Eugena Gerstenmaiera, który zresztą wcale nie był długi, a wręcz niskiego wzrostu. To on domagał się nowej siedziby dla deputowanych, choć w swojej walce o nowy budynek był raczej osamotniony.

Innym znaczącym budynkiem w dzielnicy rządowej jest Wordl Conference Center. W skład tego centrum kongresowego wchodzi między innymi nowa sala parlamentu. Wcześniej parlament obradował w sali gimnastycznej, ale była ona w coraz gorszym stanie, dlatego zdecydowano o budowie nowej. Decyzja zapadła jednak trochę zbyt późno. Na rok przed planowanym ukończeniem budowy, zadecydowano, że nową siedzibą parlamentu będzie jednak Reichstag w Berlinie. Obrady odbywały się jeszcze tutaj przez siedem lat. Dziś w trakcie jakiejś konferencji można przez chwile poczuć się jak niemiecki parlamentarzysta.

Tak więc wielka polityka tak naprawdę nigdy nie wyprowadziła się z Bonn. Nadal mieści się tutaj wiele ważnych instytucji na przykład ministerstwo żywności i rolnictwa, czy zdrowia.

Bonn nad Renem
Bonn od strony Renu. Od lewej: Posttower, biała Bundesnetzagentur (Agencja Federalna ds. Sieci), Długi Genek i w końcu i WCC Bonn

Hawajskie kameha i gwiazdki, których nie było

Nasz autobus zatrzymał się jeszcze nad Renem. Było stamtąd widać wzgórza i zamki po drugiej stronie rzeki oraz hotel Kameha Grand. Ten kolos wybudowany w 2009 roku za 100 milionów euro w swoich piwnicach ma elektrownię geotermalną. Pokrywa ona zapotrzebowanie budynku na ogrzewanie i chłodzenie w 70%. Od początku istnienia zgarnął wiele nagród, min. na Trip Advisorze jako najlepszy trend-hotel Niemiec, czy jako hotel roku czytelników jednego z czasopism. Dowodzi to tylko, że jego nazwa, która w hawajskim języku oznacza „wyjątkowy” nie została nadana na wyrost. Od 2013 na jego tarasie znajduje się alpejska chata z bali, gdzie można coś przekąsić. Hotel reklamuje się „uczuciem pięciu gwiazdek”. Do tej deklaracji przyczepił się niemiecki urząd ochrony konkurencji. Ponieważ hotel nie posiada żadnych gwiazdek, nakazał mu usunięcie tego zwrotu z reklamowych haseł. Zarząd jednak nie dostosował się do tej decyzji, ponieważ uznał, że hotel nigdy nie twierdził, że ma 5 gwiazdek. 😉

Nadal pada, ale jest miło

W trakcie naszego autobusowego rajdu po mieście wciąż padało. Jednak w cieple, z kubkiem kawy w ręku i rogalikiem było całkiem przyjemnie. Oczywiście przekąska była nielegalna. Na pokładzie autobusu nie można jeść, a w dodatku należy cały czas mieć maseczkę na nosie. Nasze vipowskie siedzenia w ostatnim rzędzie zapewniały jednak niezbędne odstępy i dyskrecję, bo nikt ze współpasażerów ani razu nie odwrócił się do tyłu.;) Przez cały czas towarzyszyła nam muzyka Beethovena, a właściwie jego dwa utwory. Nie było to oczywiście przypadkowe, bo Bonn to miejsce narodzin tego kompozytora. Po 90 minutach i 120 powtórzeniach chyba na ładnych pare lat mamy dosyć jego muzyki. 😉 Mijane przez nas miejsca okazały się oczywiście arcy ciekawe. Jednak tym, co najbardziej mam się spodobało, były eleganckie miejskie wille i to ich całe morze, w przepięknych, pastelowych kolorach. To właśnie one będą moim nowym, pierwszym skojarzeniem z Bonn. Po wyjściu z busa wpadliśmy jeszcze na chwilę do Kunsthalle, ale o tym już w części drugiej.

Bonn hotel
Hotel Kameha z okna autobusu

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *